Zachodzisz w ciążę; po wielu miesiącach wlekących się jak miliard ślimaków, nareszcie rodzisz. Mniej więcej po tygodniu, kiedy rany cięte, kłute i szarpane w miarę się goją, a mleczna droga zaczyna się powoli przed tobą rozwijać na modłę niekończącej się autostrady, pojawia się w tobie lęk, czy aby będziesz umiała wychować tego małego człowieczka, który za twoją miedzy innymi sprawą pojawił się na świecie. Ze wszech stron pchają się w twoje ręce setki poradników o wychowaniu, wszystkie z grubsza robione na to samo kopyto: zdjęcie, podpis pod zdjęciem, pół strony tekstu, kolejne zdjęcie kolejny i podpis typu "Niemowlę w suchej pieluszce czuje się dużo lepiej niż w mokrej. Pieluszki trzeba zmieniać dziecku co kilka godzin". I tak dalej i tak dalej, jakby wszyscy rodzice to była banda mało inteligentnych analfabetów, która w dodatku zatrzymała się w rozwoju na poziomie historyjek obrazkowych. Nie wiem, czy zauważyliście, że współczesne poradniki przekonują rodziców, że po pierwsze dziecko samo wie najlepiej, czego potrzebuje, a rola rodziców ogranicza się w zasadzie do akwizycji zapotrzebowań i realizacji złożonego zamówienia; po drugie zaś, wmawia się nam, że dzieci od zarania życia powinny być stymulowane na każdym możliwym poziomie. Jaki jest efekt tych porad? Ano taki, że rosną nam dzieci samowolne, niecierpliwe oraz przestymulowane, czyli nadpobudliwe. Piszę to, bom grzeszna i sama pełna winy: uwierzyłam swego czasu w te brednie, a ofiarą padło moje najstarsze dziecko...Na szczęście trafiłam na cudowną książkę Jiriny Prekop i Christel Schweizer "Niespokojne dzieci", która dokonała rewolucji w moim wychowawczym światopoglądzie. Proste rady: spowijać dziecko, ograniczać bodźce, wprowadzić harmonijny, przewidywalny rytm dnia...i stał się cud. Po pierwsze uspokoiłam dziecko, po drugie dogadałam się z moją babcią, która od początku dawała mi takie rady...Zawijaj, karm co trzy godziny, bo przejedzony brzuszek boli, jak najwcześniej wysadzaj na nocnik...Zmądrzałam. Dojrzałam. Wychowałam.
No i właśnie ostatnio, jako dojrzała mama trafiłam na drugą mądrą książkę na temat wychowania dzieci. Autorka: Pamela Druckeramann, tytuł: "W Paryżu dzieci nie grymaszą. Amerykańska mama odkrywa tajniki francuskiego wychowania", wydawca: Wydawnictwo Literackie.
Młoda amerykańska mama, cierpiąca z powodu nieprzespanych nocy, niezdyscyplinowanej córki oraz spowodowanej ciążą nadwagi nagle dostrzega, że już niespełna trzymiesięczne francuskie dzieci przesypiają całe noce; że roczne maluchy zjadają obiady bez grymaszenia i rozrzucania jedzenia po całym świecie i okolicach; że kilkulatki są w stanie zająć się same sobą, przez co rodzice mogą spokojnie porozmawiać czy odpocząć oraz że francuskie mamy w miesiąc po porodzie są szczuplutkie jak trzcinki i wskakują w swoje ubrania sprzed ciąży...Jak to możliwe? Mama Pamela jak rasowa reporterka odkrywa wychowawcze tajemnice Francuzów. " Francuscy rodzice z klasy średniej wyznają bliskie mi wartości: z zapałem rozmawiają z dziećmi, pokazują im przyrodę i czytają mnóstwo książek, zapisują na lekcje tenisa i zajęcia plastyczne, prowadzą do interaktywnych centrów nauki.
Potrafią się angażować - ale bez popadania w obsesję. Zakładają, że nawet najlepsi rodzice nie są do wyłącznej dyspozycji dzieci i nie jest to powód do wpędzania się w poczucie winy. 'W moim domu wieczór to czas dla rodziców' - powiedziała mi pewna paryska matka. 'Nasza córeczka może przyjść do nas, jeśli chce, ale to czas dla dorosłych'." Wow.
Zasady, jakie stosują francuscy rodzice, są bardzo proste.
Nie obżeraj się w ciąży, to nie będziesz miała problemów z wagą. Francuzki po prostu "uważają"przy jedzeniu. Ha!
Nie wybudzaj swojego niemowlaka w nocy, to on nie będzie budził ciebie. "Dzieci rodziców, którzy nie od razu reagowali na nocne hałasy, zawsze dobrze śpią w nocy, podczas gdy dzieci rodziców reagujących natychmiast budzą się regularnie, aż stanie się to całkowicie nie do wytrzymania. (...) Niemowlęta często wiercą się i kwilą przez sen, co jest całkowicie zdrowe i normalne. Jeśli rodzice przybiegają i wyjmują dziecko z łóżeczka na każde piśnięcie, to czasem przez to je budzą." Najchętniej przepisałabym cały rozdział, jak tak fantastycznie prosto odkrywczy.
Karm dziecko o ustalonych porach od momentu ukończenia przez nie czterech miesięcy. Przerwa pomiędzy posiłkami powinna wynosić co najmniej cztery godziny - " Francuzi najwyraźniej gremialnie dostąpili cudu - ich malutkie dzieci nie tylko potrafiły czekać, ale najwyraźniej nie były z ego powodu nieszczęśliwe." Cierpliwość sprawia, że dziecko staje się spokojniejsze i bardziej odporne na stres. Dziecko, które natychmiast otrzymuje to, czego chce, potrafi w jednej chwili dostać ataku histerii. Kto z nas nie ma doświadczenia dziecka wrzeszczącego albo rzucającego się na chodnik?...
Jeśli dzieci potrafią czekać, życie całej rodziny staje się przyjemniejsze...można na przykład w spokoju zjeść obiad, albo porozmawiać z gośćmi...albo poczytać jakąś miłą książkę czy gazetkę. Cokolwiek.
We Francji oczekuje się, że dzieci będą umiały właściwie się zachować i będą grzeczne. "Grzeczne" po francusku oznacza nie tylko stosowne zachowanie, ale także zastanawianie się tym, co się robi oraz odnoszenie się z szacunkiem do innych. Nie narzuca to siedzenia bez ruchu (w końcu dzieci to dzieci), ale wymaga po prostu umiejętności samokontroli.
Nie dawaj dziecku słodyczy na żądanie. Dziecko łatwo przyzwyczaja się do pewnych ustalonych pór, w których może jeść ciasta, czekoladę czy cukierki. Wprowadź nawyk czekania na deser czy podwieczorek.
To ty decydujesz, nie dziecko. Twoje "nie" powinno oznaczać "nie", żadnych negocjacji.
Musisz być pewna siebie, jeśli dziecko ma za duży wybór, czuje się zagubione.
Częściej mów "tak" niż "nie", wtedy łatwiej zachowasz swój autorytet.
Dzieci nie są w centrum uwagi, a świat nie kręci się wokół nich.
Dbaj o swoje małżeństwo, dzieci odejdą, a wasz związek zostanie.
I tak dalej, i tak dalej.
Czyta się tę książkę świetnie, napisana jest żywo i z poczuciem humoru, a tłumaczenie - na szczęście - zachowuje wszelkie walory orginału.
Od siebie tylko dodam, że wiele z tych zaleceń dużo łatwiej wprowadza się w życie w rodzinie wielodzietnej. Przy kilkorgu rodzeństwa każde dziecko zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest pępkiem świata i że musi czekać cierpliwie na swoją kolej...
Wiedzą, że bez pracy nie ma kołaczy, i że jeśli coś ma być zrobione, to muszą to zrobić ich własne, słodkie, kochane rączki.
Pamiętajmy, że jeśli my sami nie będziemy od siebie wymagać, nie mamy prawa wymagać od dzieci - i tak nas nie posłuchają. Jakimi ludźmi my sami jesteśmy, takimi staną się nasze dzieci. Wychowujemy je na nasz obraz i podobieństwo. Jeśli nasi rodzice zawiedli, zwróćmy się do Tego, który nas stworzył na Swój obraz i podobieństwo. W końcu "choćby cię opuścili ojciec twój i matka, Ja nie zapomnę o tobie i przygarnę ciebie". Będzie dobrze.