Wstęp
Niniejszym wyjaśniam, że autorką poniższych wynurzeń jest drugorodna córka Mamy Z Dużego Domu, czyli Marysia...
Wszystkich, którzy mogli byli odnieść wrażenie, że to Mama z DD w swoim zaawansowanym wieku wybrała studia na WUM serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wiarę w Mamy nieograniczone możliwości...
****
Ostatnio zastanawiałam się, co to znaczy, tak
w praktyce, studiować na medycynie. Mam tu na myśli medycynę jako zbiór
wszystkiego, czego naucza zacna moja Alma Mater, czyli znany i lubiany
Warszawski Uniwersytet Medyczny. Tak jest, medycyna to nie tylko lekarski.
Medycyna to również – exempli gratia – położnictwo.
Oto kilka rzeczy, które – zapewne dość
przypadkowo – kojarzą mi się z czasem spędzanym w zacnych murach przy Trojdena.
Primo – w każdy poniedziałek rano budzisz się
z przeświadczeniem, że na pewno nie wyprasowałaś mundurka. I GDZIE do jasnej …
są twoje białe buty?! Przecież wczoraj wieczorem położyłaś je dokładnie w tym
miejscu. A nie, jednak są. W plecaku (wieczorem stwierdziłaś, że rano na pewno
o nich zapomnisz. Bingo.). W tenże poniedziałek od rana (z przerwami) popylasz
w nieskazitelnie (szpitalnie! HA) białym mundurku. I w białych butach. I ze
związanymi włosami. Od rana uczysz się o tym, jak przebiega poród, jakie są
korzyści z pozycji wertykalnych dla dziecka w I i II okresie porodu, oraz co to
jest staza i dlaczego trzeba igłę przekręcać ścięciem do podziałki kiedy
pobiera się krew.
Na marginesie - uwielbiam to. ;)
Secundo – w każdej pracowni czyhają na ciebie
fantomy. Czy to cierpliwa pani Magda z oberwaną peruką znosząca pięćdziesiąt
cewnikowań dziennie, czy to fantom do symulacji przebiegu porodu z kroczem
wykonanym precyzyjnie na szydełku, czy też ręka pakera z żyłami na wierzchu, żeby
przerażone studentki mogły się nauczyć dobrze wkłuwać.
Tertio – anatomia. Generalnie rzadko zdarzają
się osoby odnoszące się do niej obojętnie. W tym przypadku popada się w jedną
lub drugą skrajność – kochasz lub nienawidzisz. Ja się skłaniam ku temu
pierwszemu. Na wykłady chodzę dla czystej przyjemności – no i dowcipów
prowadzącego, hihi.
Quatro – czytelnia. Od 5 października
(pierwszy dzień zajęć) spędzam w niej połowę życia. Najbardziej podoba mi się
to, że mogę wziąć z półki książkę o dowolnej tematyce medycznej – czy to
nieśmiertelnego Bręborowicza („Położnictwo”), czy atlas anatomiczny Nettera
(mój ulubiony, wraz z kolorowanką), czy też „Fizjoterapię w ortopedii” (z
czystej, nieskalanej ciekawości :D).
Quinto – pomimo tego, że zbliża się miliard
zaliczeń, w tym biochemia, z którą jesteś – hmm – na bakier, nie możesz
doczekać się praktyk. I wtedy zapomnisz o męce nad mikroskopem na
parazytologii, za mocno grzejących kaloryferach na genetyce i o tym, że jak
jesteś starostą roku to ktoś ciągle coś od ciebie chce. Bo wreszcie zobaczysz
JAK TO JEST pracować na sali porodowej.
Nie mogę się doczekać.
Gościnnie wystąpiła Panna Maria. Proszę o
aplauz :)))
PS. Marysia w nauce korzysta z aplikacji z modelem antomicznym. Tomasz nie odstępuje jej na krok.
T: Marysia, a on ma mózg?
Ja: No ma. (pokazuję)
T: A możemy go pokroić? Bo ja chcę pokroić mu mózg na kawałki i zobaczyć go w środku!
...
Nie zawiódł się. Można było przekroić na pół.
T: Marysia, ja bendem panem położnym.
CDN.