Urodziłam pięcioro dzieci. Nie urodziłam sześciorga dzieci. Jaś (1993), Tymoteusz (2004), Józio Pierwszy (2006), Józio Drugi (2006), Amelka (2010), Emilka (2014). Życie, które się poczyna pod twoim sercem; słowo, które staje się ciałem z twojego ciała; tajemnica, którą tylko ty pojmujesz. Nagle - niespodziewnie pierwsza kropla krwi. Jeszcze starasz się wierzyć; ręka sama szuka dłoni różańca, zaciskasz tę dłoń tak mocno w swojej, że kiedy ją otwierasz, ma kształt krzyża. Coraz więcej krwi, coraz wiekszy lęk, niekończąca się droga do szpitala. Czas mija, ból nie mija, dmuchasz na ostatnie iskierki nadziei. Nie ma już nadziei. Zgasło życie, umilkło maleńkie dzielne serduszko, odleciał mały duszek.
Przychodzi nowy lęk. Boisz się kolejnej ciąży, kolejnej śmierci, kolejnego cierpienia. Lęk spowija cię ciasno, jak lepki kokon.
W kiosku widzisz gazetę "W drodze". Temat numeru - poronienia. Kupujesz wbrew sobie, czytasz wbrew sobie.
- Dlaczego, mimo tylu poronień, decyduje się pani zachodzić w ciążę?
- Dlatego, że lepiej jest być niż nie być. Kto może powiedzieć, jak długie powinno być ludzkie życie? Czy człowiek, który przeżył swoje życie w kilka czy kilkanaście tygodni, jest mniej wart niż ten, który żył kilkadziesiąt lat?
Czytasz te słowa raz, drugi, dziesiąty...lepiej jest być, niż nie być...lepiej jest być niż nie być...lepiej jest być niż nie być... Czujesz, jak nitka po nitce twój kokon pęka. Już się nie boisz. Lepiej jest być niż nie być.
We wrześniu powinna była urodzić się Emilka; niestety była z nami tylko przez dziesięć krótkich tygodni. Odeszła w marcu, w przededniu wiosny. Jest naszym jedynym utraconym dzieckiem, którego ciałko udało nam się odzyskać. Zawinęłam ją w kaftanik w różyczki, i ułożyłam w małej, białej urnie.
To, że mogliśmy ją pożegnać, mieć przez chwilę w domu, między innymi dziećmi sprawiło, że stała się nam bliższa, bardziej realna, bardziej nasza. Jej grób jest też grobem symbolicznym naszych starszych dzieci utraconych. Chodzimy dosyć często z Tomciem do Emilki, zapalamy światełko, stawiamy kwiatki, modlimy się razem.
Nigdy nie ukrywaliśmy przed dziećmi, że spodziewamy się kolejnego dzidziusia. Wiedziały o tym natychmiast, jak tylko my się co do tego upewnialiśmy. Czuliśmy, że mają prawo do tej radości, tak samo jak my. Kiedy okazywało się, że kolejny człowieczek odchodził przed czasem, płakały razem z nami. Czuliśmy, że mają takie samo prawo do smutku i żałoby, jak my. W końcu jesteśmy rodziną, jednością w wielości.
Osłaniamy ten chybotliwy płomyk ludzkiego życia, robimy wszystko, aby trwał jak najdłużej. Nie do nas należy decyzja, jak długo będzie płonął. Do nas należy radość, do nas należy cierpienie, do nas należy zmartwychwstanie.
Cytowałam fragment miesięcznika W drodze z roku 2008, nr 11 ( 11(423) 2008 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz