No tak, jest weekend, a Mama z Dużego Domu od tygodnia ma ostre zapalenie ucha. Po pierwsze, w tym wieku zapalenie ucha jest jakieś niestosowne...po drugie, trochę człowiekowi nie idzie myślenie...a tu tydzień minął, przyszedł czas na nowy wpis i coś trzeba zamieścić... Tak więc, proszę koleżeństwa, idziemy na łatwiznę i robimy komiks zdjęciowy. Jest sobota, są ferie, się leniuchuje, się fotografuje. Się choruje.
Wstajemy nie tak rano, jak Tomcio łaskawie zezwoli. Dzisiaj było nieźle, nawet bardzo nieźle - 8.30.
Poranna kotłowanina, poranne porządki, poranne pokrzykiwania.
Tomciowa ptaszarnia, do podusi przytulona ulubiona świnka.
nasza ostoja w nowej odsłonie w paski
Pora na śniadanko: pyszne, obfite i absolutnie niespieszne...
tradition, tradition: bez pieczonych paróweczek nie ma sobotniego śniadania
takie pyszności tylko w weekend
Po śniadaniu chłopaki pojechały na zimowy spacer...
...a dziewczyny zajęły się aprowizacją...następnie nakarmiły głodnych obiadem...
i deserem...
eksperymentalne ciasto Dorset Apple Tea Cake rośnie w piecu
nieśmiertelny popcorn
ciasto - acz debiutanckie - okazało się na tyle pyszne, że znikło w jednej chwili oglądania filmu Auta
jeszcze tylko zabawa w namiocie
jeszcze tylko chwila czytania i komputerowania (tatuś)...i dzień się kończy. Kolacyjka już tylko dla chętnych i we własnym zakresie. Dobrej nocy. Dobrej niedzieli. Odpoczywajcie, kochani. U nas pada śnieg. Ogień płonie, cichutko gra gitara...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz