środa, 25 marca 2015

Migawki


Migawka Pierwsza

Idzie wiosna. Ha! Nareszcie! Górny widoczek pochodzi sprzed roku, ale lada chwila, czyli za jakieś trzy tygodnie mam nadzieję, widoczek się powtórzy. Floksiki pęcznieją, a narcycy dziarsko pną się do góry. Zima wasza, wiosna nasza.
Póki co, pracowicie wygrabiamy liście, tudzież z miejsc newragicznych, jak na przykład kwitnące wrzoście, wybieramy je ręcznie, malowniczo kucając w bujnym kwieciu. Kręgosłup udaje, że nie widzi...



Wrzośce są cudowne, naprawdę. Jeszcze chłodzi, jeszcze nic nie kwitnie, a wrzośce dzielnie przekonują nas, że wiosna tuż tuż. Rano aż huczą od brzęku pszczół i trzmieli - właściciele okolicznych pasiek powinni nas po rękach całować za ten pyszny miód wrzoścowy. Zanim nie wyhodowaliśmy sobie łanu wrzośca, nie miałam pojęcia, że pszczoły ruszają do roboty taką wczesną wiosną. A propos, nie sądzicie, że  jedyną wadą wiosny jest ilość pracy, jaką generuje...
Trzeba umyć okna, bo zasnuła je zimowa jednostajna szarość...Właściwie przydałby się peryskop, żeby zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz. Należy im się porządne szorowanko.
Zakurzona szarość, a właściwie patyna lat, zasnuła też nasz wiatrołap. Trzeba było szarpnąć się na farby i tchnąć nowe życie w te ściany. W końcu, jak twierdzą redaktorzy pism wnętrzarskich, sień to wizytówka naszego domu. Hmmm...
Mieliśmy też malować pokój naszej panny młodej, ale Joasia złożyła wniosek o zamianę pokoi po ślubie siostry, więc póki co - remont wstrzymany. Do maja.




Migawka druga

Za parę dni zaczyna się kwiecień, co oznacza, że już za miesiąc nasza Pierworodna opuści swój rodzinny dom...Jakoś tak czuję, że skończył się luzik, a zaczął stresik. Niby właściwie wszystko gotowe, ale robi się nerwowo.


Suknia powędrowała do krawcowej, ażeby pani Mistrzyni  swoją pewną dłonią dokonała w niej  drobnych, ostatnich poprawek. Przy okazji znalazłyśmy w pracowni cudowne bolerko, a właściwie rodzaj szala, któremu zasugerowano rękawy, zszywając ze sobą dwa szalowe brzegi, do pewnej wysokości - fantastycznie się to układa i świetnie pasuje do całości. W związku z czym nie straszne nam ani chłody kościoła, ani wieczorne majowe powiewy...Dziecko zaopatrzone. Nawet białe buty przybyły i cierpliwie czekają Wielkiej Chwili.
Mama Panny Młodej chwaliła się już swoją kreacją, nie wspomniała jednak, że kreacja została uzupełniona butami, torebką oraz...czymś w rodzaju kapelusza! Tak, tak - kapelusza. Okazało się, że poczciwie wyglądające znajome, krewne oraz przyjaciółki Mamy z Dużego Domu to harpie, które zagroziły biednej Mamie strasznymi sankcjami, jeśli pojawi się na ślubie własnego dziecka bez kapelusza! Mama zakłopotała się straszliwie, boć, jako żywo, w swych przepastnych kufrach nie posiada tak frymuśnej części garderoby. Nawet zaczęła guglać kapelusze w internecie, ale czem prędzej zamknęła tak oczy, jak internet. Te pióra, woalki, ronda, a nawet ptasie skrzydła, jakoś Mamę oniesmieliły. Ceny też mamę onieśmieliły. I w tym momencie na horyzoncie pojawiła się Dobra Wróżka, która przyniosła Mamie elegancki, malutki kapelusik, zwany z angielska fascynatorem. Także ten, tego, kto wie, może Mama pojawi się na ślubie dziecka, jako wcielenie brytyjskiej monarchini....Kto mówi, że królowa jest tylko jedna?!


Jednakowoż sugestie odnośnie konieczności nałożenia koronkowych rękawiczek, Mama zbywa milczeniem. Wyniosłym.
Radosną wieścią z ostatniej chwili są wydrukowane zaproszenia na ślub. Po miesiącach burzy mózgów, debatowania, rysowania, zmiany zdania i kolejnej zmiany zdania, SĄ. Unikalne, własnoręczne, wypieszczone, wędrują w świat, do weselnych gości.



Migawka trzecia

Jakoś ostatnio Duży Brązowy Dom nie nadąża za goniącym czasem. Wielki Post się kończy, za chwilę Wielkanoc, a tu nie wiedzieć jak, te dni stopniały z razem z resztkami śniegu, wyparowały jak woda z zimowych kałuż. Muzyczna ekipa naszego Domu pilnie ćwiczy do Triduum u Dominikanów, a Mama czuje, że jakoś do tej Wielkiej Nocy nie dorasta...
No nic, jeszcze mamy chwilę. 
Na razie nasza kochana Sempre La Perfezione  pod postacią miłej Hani, uwiła mi prześliczny świąteczny wianek wielkanocny, cały z rumianków, gipsówki i piórek. Sami popatrzcie.


Tomcio już czeka na malowanie pisanek i zaczyna wyciągać wszystkie możliwe koszyki z garażu. Pewnie w weekend zajmiemy się produkcją artystyczną na dużą skalę, bo nasz wielkanocny koszyczek nie jest bynajmniej symboliczny.


Wielkanoc 2013


Wielkanoc 2014


Taki jest plan na ten rok


a to zeszłoroczne Wielkanocne tiramisu 

Tak chciałoby się zatrzymać w tym biegu, popatrzeć w spokoju na Tego, którego przebodli, pochylić się nad Tajemnicą...
Stąd ten smutek i żal, że się nie udaje, że powinno być inaczej, że znowu rzucamy Mu ochłapy naszego czasu.



Obmyj mnie Panie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego. Póki jestem.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz