W marcu jak w garncu. Wszystko wymieszane, istny groch z kapustą. Pogoda taka, że można oszaleć. Wieje. Nie wieje. Pada. Słońce. Chmury. Słońce. Piętnaście stopni na plusie. Kupujemy wiosenne buty dziecku, bo z jesiennych oczywiście wyrosło, a amputacja paluszków tudzież piętek, wzorem Złych Sióstr Kopciuszka jakoś nie wchodzi w grę. Skoro buty kupione, to następnego dnia rzecz jasna temperatura spada do dziarskich trzech stopni powyżej zera. Więc, mrucząc pod nosem różne wyrazy, niektóre po kilka razy, wyciągamy ze sterty odłożonego znienawidzonego zimowego obuwia, ciepłe buciorki. Obłęd. Już tak chciałoby się przestać zakładać na siebie te dziesiątki warstw bluzek, sweterków, swetrów i innych waciaków, odrzucić w końcu te zimowe kokony i wyfrunąć na słoneczny świat w motylej sukience wraz z motylo odzianym nieletnim dziecięciem, rzecz jasna. A tu bzianco, trzeba wytrzymać jeszcze co najmniej miesiąc.
Pocieszające jest to, że dzień jest zdecydowanie dłuższy, no i słońce jakoś jaśniej świeci. Nie chcemy być zbyt drobiazgowi i nie zauważamy tak wyraźnych w tym blasku brudnych zimowych okien, festonów pajęczyn zwisających w większości kątów i pokładów kurzu na podłodze. Skąd to się bierze, do jasnej Anielki? Człowiek sprząta i sprząta, a i tak na przedwiośniu okazuje się, że jest zarośnięty brudem i zasypany kurzem. No nic, trzeba zwołać zebranie plenarne i rozdzielić zadania pomiędzy wszystkich członków naszej wielodzietnej komórki społecznej. Już słyszę ten entuzjazm...Sama go zresztą podzielam, heh. No nic, bądźmy dzielni i świećmy przykładem...
Nie przygnębia was ta nieustanna konieczność porządkowania, odkładania na miejsce, wstawiania do zmywarki, wyjmowania z pralki a nade wszystko przypominania o tych przyjemnościach, wszystkim współlokatorom? Justyna z Domu Pełnego Kosmitów wzdycha i pyta, gdzie się podziały jej wymarzone i wychuchane wytworne apartamenty...? Ja mogę dołączyć do tego westchnienia. Behind the scenes, nasza codzienność wygląda tak oto:
Co z tego, że nakrywam stół i stawiam kwiaty, skoro za dziesięć minut cała mamusina urocza stylizacja niknie pod wszystkim, co widać powyżej. Co prawda, wieczorem kuchnia lśni, bo, jak już się zwierzałam na tych łamach, poranny bałagan zamienia mnie w wilkołaka. Na szczęście, wszyscy domownicy o tym wiedzą...
Jedynym pokojem w którym ZAWSZE jest porządek, jest nasza sypialnia. Świątynia spokoju, ucieczka wściekłych, ukojenie nerwów, odprężenie kręgosłupa, a wszystko to razem zamykane na klucz. Zakluk zakluk. No mercy.
w kwietnej sukience
Wiosenny bałagan nie dotyczy tylko domowych pieleszy, ale też, a może przede wszystkim ogródka. Marcowe słońce wywabia z domu i zachęca do sprawdzania, co też mi ładnego wyłazi z matki ziemi. Hiacynty i krokusy, miniaturowe tulipanki i zawilce powystawiały już swoje zielone, ciekawe świata łebki. Trzeba im teraz zrobić miejsce, wybrać resztki zeszłorocznych liści i uwolnić od wszędobylskich sosnowych igieł. Kocham to robić, chociaż moje plecy po takiej radosnej działalności nadają się wyłącznie do natychmiastowej wymiany.
bluza firmy OlborskaDesign (do kupienia na DaWandzie) jest na mojej liście wiosennych życzeń
Marzec oznacza również i to, że do ślubu Natalki i Arka zostało zaledwie dwa miesiące. Aaaaaa!!! Na szczęście, coraz więcej rzeczy mamy dogranych. Obiad, zaproszenia, ślubne buty, projekt fryzury - żeby było prosto i naturalnie - załatwione. Oraz, o cudzie mniemany, kupiłam sobie sukienkę. Serio, serio. Jest, wisi już na wieszaku razem z dobranym żakiecikiem i czeka na odpowiednie obuwie.
Wiosenny bałagan dotyka też kobiecej głowy. Pojawiają się nagłe zachcianki, żeby wić nowe gniazdo, a co najmniej odświeżyć to stare; żeby jakoś je uwiosennić, rozjaśnić, ozdobić czymś nowym, zaskakującym i z poczuciem humoru.
za to właśnie kocham angielskich stylistów: obok wyposażenia z najwyższej półki potrafią postawić wózeczek z Ikei; a widzicie te ręczniki w motyle?! Marzenie!
te ludowe kury skradły mi serce, może wylądują na jednej ze ścian kuchennych (DaWanda)
dla wiernego kawosza, czyli po prostu dla mnie - tylko gdzie to powiesić?!
ptaszki na patyku, ach, gdybym umiała takie zrobić...
te tulipany mają tyle naiwnego wdzięku, że kto wie, czy się na nie nie skuszę...
kompletnie odjechana pościel; jak to mówią - spałabym
jeszcze trochę siana; co ja z tym sianem, swoją drogą?! Ale bieżnik superaśny, prawda?
co prawda, mam już druciane koszyczki na jajka, ale ta szafka jest tak absurdalnie słodka, że trudno jej się oprzeć
czy nie świetny pomysł na dekorację wielkanocną?
Na koniec coś dla ciała: moja kochana Cath Kidston! Słodka, kwiatowa, groszkowa, ale nigdy nie przekraczająca cieniutkiej granicy między rzeczą uroczą a kiczem.
Nosiłabym, oj, nosiłabym...
Co ta wiosna robi z człowiekiem...Zamiast zajmować się pożyteczną pracą dla dobra ludzkości, myśli się o głupstwach w kwiatki.
Ech.
Czas wypuścić nowe liście. Zima odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz