czwartek, 7 kwietnia 2016

Porządki





Mama z Dużego Domu poczuła wiosnę, więc postanowiła wziąć się za porządki. Duży Dom równa się duże porządki, duży ogród równa się duże zakwasy po porządkach. 
Jak tak, to tak.
 Po parkietach zaczęły sunąć stosy zużytych ubrań, skarpetek nie do pary, dziurawych, excuse le mot, majtek, samochodzików bez dwóch kółek, pogniecionych arcydzieł wyszniętych spod pędzla czterolatka oraz książeczkowych koszmarków, które się jakoś dotąd uchowały.
Blask bijący przez umyte okna poraził nasze nieprzyzwyczajone oczy, za to przeszklone drzwi, już po dziesięciu minutach od odłożenia ściereczki, szczycą się nowymi rozkosznymi śladami dziecięcych łapek.
Wczesnowiosenny ogród objawił Mamie swoje mocno szczerbate oblicze...Okazało się, że nasz pies - sierota, wzięty jesienią ze schroniska, a nazwany Ojlerem - na cześć sławnego szwajcarskiego matematyka i fizyka Leonharda Eulera (umiesz liczyć - licz na siebie); tak więc tenże pies, w ramach oswajania nowego terenu, szczodrze podlał Mamine wrzośce (RIP), trzmielinę (RIP), a także część pchających się na świat krokusów i hiacyntów (RIP). Ponadto ulubionym jego miejscem stała się miejscóweczka pod sosną (przeżyła), wprost na kępach miniaturowych floksików (niestety RIP). Tłumiąc nerwowe drgania karzącej ręki sprawiedliwości (cóż winien biedny, bezpański, mozolnie oswajany psi głupol), Mama wykopała (przy męskiej pomocy Taty i Filipa) biedne truchełka niegdysiejszych piękności. Sic transit gloria mundi, w całej okazałości.

Oto wrzośce rok temu o tej porze:


A poniżej widzimy nędzne, pozostałe resztki, w duuużym zbliżeniu...



.
Zeszłoroczne floksiki oraz narcyzy, które również nie przetrwały psiej sikawki



A oto uśmiechnięty sprawca tego armageddonu




No nic, Mama zakupiła nowe roślinki na miejsce tych obsiusianych, a na psa znajdzie się jakiś sposób. Prawdopodobnie zagrodzi mu się kawałek terenu, na którym straszne zwierzę będzie się mogło wyżywać, bo na dobrowolną duchową przemianę takiej psiej znajdy, Mama raczej nie liczy...



Trzeba też wyznać, że Mama nie poprzestała tej wiosny na porządkach li i jedynie zewnętrznych. Co to, to nie. Mama, zostawszy Babcią, naoglądała się fotek przecudownych, smukłych, siwowłosych babć, co to je opisała TU i poczuła się nieswojo. Poczuła się gruba, prozaiczna, znieczulona na rzeczywistość, przesycona cukrem i ogólnie do luftu. Jak żyć, jak żyć wysoka izbo? Mama zawsze gdzieś na dnie serca pieściła nadzieję, że jako Babcia będzie przypominać schyłkową Katherine Hepburn, 



tudzież pannę Lawendę Lewis z Ani z Avonlea


a nie mocarny, nieruchawy kloc, jakim się niestety, niestety, powoli stawała.  
- Do roboty, ty obrzydły leniu! - dodała sobie Mama ducha - Jak być babcią, to śliczną, liryczną i romantyczną, a nie prozaiczną i nieestetyczną.
Tak więc Mama postanowiła przejść na Dietę, ale nie na taką zwyczajną, przeciętną dietę! Nic z tych rzeczy! Ta Dieta, Mamy Dieta, powinna być po pierwsze primo - skuteczna, po drugie primo - wszechstronna (czyli i dla ciała i dla ducha), a po trzecie primo - niełatwa (chodzi o to, żeby być z siebie dumnym, a co!).
Mama zwierzyła się ze swoich planów Marysi i cóż się okazało? Okazało się, że Marysia, całkiem wolutarystyczne,  stanie się Mamy towarzyszem broni. Innymi słowy i ona przejdzie na Dietę.
Mama postanowiła objawić światu swoje Prawdziwe Ja, które jakoś przepadło w otchłaniach i przepaściach jej ciała...


Wybór padł na dietę owocowo-warzywną dr Dąbrowskiej, znaną też jako post Daniela. Jak szaleć, to szaleć. Na sześć tygodni żegnamy się z jedzonkiem, jakiego zdecydowanie nadużywałyśmy...





a witamy się z jedzonkiem jakiego stanowczo nie nadużywałyśmy...




Od dziewięciu dni Mama żywi się marchewką, jabłkami, buraczkami, brokułami, kapustką, cukinią oraz tonami pomidorów; a wszystko to surowe bądź gotowane, zapijane hektolitrami wody i świeżych soków oraz koktajli na bazie jabłka, grejpfruta i melona. 


gołąbki z kapusty włoskiej, z warzywnym nadzieniem, gotowane w pomidorowym sosie


rzeczony koktajl



 którym raczy się Mama



i reszta rodziny...

Czy po dziewięciu dniach widać jakieś efekty? A owszem, owszem. Ubyło Mamie trzy i pół kilo, czyli jest o rozmiar mniejsza! Poprawiło się Mamine ciśnienie, spanie, stan skóry oraz włosów. W procesie oczyszczania lubią się odzywać stare dolegliwości - i to prawda, odzywają się. Rwa kulszowa, na przykład...Poza tym zarówno Mama, jak i Marysia, okropnie marzną, co ponoć jest rzeczą zwykłą przy tym poście.
Jak już Mama wspominała, nie chodzi jej wyłącznie o sprawy ciała, ale w zanadrzu  Mama ma wiele intencji, które niejako przy okazji przedstawia Najwyższej Instancji. Niektóre sprawy da się załatwić tylko modlitwą i postem - i nie ma przebacz. Howgh.
Tak więc kochani, za pięć tygodni Mama z Dużego Domu zamierza szczycić zarówno TAKĄ  talią, jak i takąż sukienką...


Yes, I can!













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz