wtorek, 19 maja 2015

Wesele bez końca


Nie wiem, kiedy skończę wreszcie z tematem weselnym. Chciałabym pokazać wam to, co najważniejsze, czyli sam ślub, ale nadal nie dostaliśmy zdjęć, więc póki co, odraportuję wesele, to drugie. Multi - kulti.
Było cudnie.
Pogoda marzenie, jedzenia w bród i to przepysznego, bo składkowego...W pewnym momencie jedzenie nadlatywało ze wszystkich stron i wydawało się,  że przez najbliższy rok będziemy żywić się weselnymi sałatkami i kołaczami, ale jednak harcerze dali radę. Kilkudziesięciu chłopa, w słusznym wieku 20 plus, nie cierpi bynamniej na brak apetytu...Na szczęście!


dekorujemy, na parapecie stoi osobiście pan młody          
                                                                                         
druhny robią bibułkowe pomponiki, jak porządne panienki




Jak już wspominałam, zdecydowaliśmy się podzielić obchody na dwa dni: oficjalny rodzinny obiad w restauracji i kompletnie nieformalny piknik weselny następnego dnia. Obiad był wytworny, podany na białych obrusach, pośród kwiatów i sreber. Restauracje mają swoje zalety, należy do nich pełna obsługa...Wszystkie ciocie i babcie, tudzież dziadkowie i wujowie mogli sobie spokojnie usiąść i poweselić się po tradycyjnemu, przy pieczonej kaczce i innych frykasach. 
                                                                              


Za to następnego dnia odbyło się prawdziwe WESELE.  Przyszli nasi przyjaciele i przyjeciele Państwa Młodych, przyszła też oczywiście kochana, szeroko pojęta, rodzina. Było mnóstwo dzieci, które szalały w ogrodzie na trampolinie i huśtawkach, a także okupowały domek na drzewie...


część zebranych gości, Państwo Młodzi w środku
















Zabawa była boska. Tańce trwały do pierwszej po północy, potem odgórnie zostały przerwane przez strasznych kildżojów, czyli rodziców Panny Młodej...Następnego dnia miał być poniedziałek, bynajmniej nie świąteczny, za to pełen zajęć uniweryteckich, szkolnych oraz pracowych.







Po to właśnie powstał nasz dom: żeby być miejscem w którym dzieci się rodzą, żenią i do którego lubią wracać. Nie ważny jest wystrój, stan podłóg czy trawnika, opłakiwany z góry przez niektórych gości weselnych. Nasze meble nie są bynajmniej cenne, a podłogi służą do tego, żeby po nich chodzić, tańczyć, skakać i jeździć na rowerku. Przeżyły wesele w stanie nie naruszonym, mam nadzieję, że przeżyją jeszcze nie jedno...Podobnie trawnik. Tak cudownie było wieszać te prościutkie dekoracje, ustawiać kwiaty, prażyć kukurydzę, kroić wędliny i ciasta. Dla naszej córki. Aby dzielić z nią jej radość, zakosztować chociaż odrobiny jej szczęścia. Osłodzić sobie jej odejście z domu.


Nie ma co ukrywać, został pusty pokój, została ślubna suknia na wieszaku...Została dobra tęsknota. Musimy przywyknąć do nowej sytuacji, przestać nasłuchiwać jej kroków czy zastanawiać się, o której wróci do domu...Nowe, które kiełkuje, zawsze musi trochę boleć. Dziękujemy za ten ból, bo jest częścią rodzicielstwa. Mama i tata przeminą, zostanie żona, zostanie mąż, jak na początku. A potem przyjdą wnuki...




             A to pierwszy taniec Państwa Młodych



Ps. Dekoracje weselne zrobiło miłe, zaprzyjaźnione Sempre LaPerfezione







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz