Kochane hobbitki, kochani hobbici dotarliśmy do Środzimia. Zagrzebani w swoich norkach, dobrze opatrzonych przed zimnem, chętnie siegający do zgromadzonych latem i jesienią zapasów, odliczamy dni do nieco cieplejszej pory roku.
Póki co, mamy jednak środek zimy. Święta minęły, karnawał się kończy, smażymy ostatnie zapustne pączki...i czekamy przednówka.
A tymczasem śnieg poprósza, mrozek trzyma, a za oknami dzieją się cuda.
Drzewa i krzewy zdobne w białe futra i brylanty, rudawe etole i przejrzyste woale budzą w kobietach zazdrość za minionymi czasami; za epoką w której bezkarnie można było nosić takie śliczności na sobie. Jak Scarlett O'Hara.
No, ale ten świat już raczej nie wróci...Możemy tylko na niego zerkać od czasu do czasu przez szparkę książek czy starych filmów i podziwiać, jak piękne i pełne wdzięku były nasze babki i pra pra babki.
Na pocieszenie możemy trochę pourządzać swoje norki. Na przykład odnowić sypialnię - z zielonej na niebieską.
Było tak...
Jest tak...
Ścianę za łóżkiem trzeba było okleić tapetą, żeby zasłonić ciemne smugi przewodów elektrycznych, prześwitujących spod zbyt cienko położonego tynku. Zielonkawe ściany towarzyszyły nam w sypialni przez ostatnie dziesięć lat i nadeszła pora na zmiany. Na studium w błękicie. Niestety, mój obiektyw nie pozwala zrobić porządnego zdjęcia, chyba trzeba pomyśleć o szerokokątnym...
Szafy powędrowały na jedną ścianę, i nagle zrobiło nam się MIEJSCE na coś: na fotel, albo na półkę z książkami, albo na toaletkę, bo na wszystko na raz, to chyba niestety nie...W każdym razie mój kochany mąż jest zachwycony całkiem nową sypialnią, której scenarzystką, reżyserką oraz scenografką została jego własna, cudowna żona. To miłe, że za cenę dwóch rolek tapety i wiaderka farby, można mieć tyle niewinnej radości.
Czym jeszcze możemy pocieszać się tą zimową porą?
Na przykład smażeniem churros, czyli hiszpańskiej wersji faworków. Robi się je szybko, łatwo i przyjemnie, o tak:
Robimy ciasto jak na ptysie, wyciskamy na gorący olej i voila! Smażą się pyszne ciasteczka, które zjadane są na bieżąco spod ręki. Mniam.
A do tego pyszny sosik z mrożonych malin. Zagotowujemy mrożone maliny z cukrem, chwilę odparowujemy póki nie zgęstnieją i już. Zjadamy. Puryści smakowi przecierają całość przez sitko, ale szczerze mówiąc, szkoda takich pysznych malinek. Pesteczki w niczym nie psują sosikowego smaku.
Małe i wieksze dzieci tęsknią za śniegiem, za porządnym, grubym opadem białego cuda. Powiem szczerze, że nie podzielam do końca tej tęsknoty; jak dla mnie taki uroczy centymetrowy biały puszek wystarczy, zimowe walory estetyczne są zachowane, a w razie odwilży nie gmyra się człowiek w grząskim błocie, brr.
Jak widać, nawet z minimalnej ilości śniegu, można wycisnąć maksimum radości plus bałwanka.
Olaf świeżo ulepiony
tu już bałwanek w wersji nadtopionej, stracił smukłą szyję
A jak już zupełnie nie możemy wytrzymać tego ziąbu, tej ciemności, tych śniegów i lodów, warto się zaopatrzyć w dużą ilość poprawiaczy humoru. W kwiaciarniach zaczęły się już tulipany, prymulki i żonkile. To są moje ulubione kwiaty, pewnie dlatego, że pierwsze wiosenne i tak bardzo oczekiwane.
Aby do wiosny, kochani! Oby przyniosła nam same dobre chwile. Jeszcze tylko miesiąc!