sobota, 6 września 2014




Kocham oglądać babskie filmy, zwłaszcza tak zwane "feel good movies". Jak to przekazać po polsku? Błogodajne? Ja mówię "ładne filmy". Na hasło "oglądamy ładny film?" moje córki (trzy) wypełzają ze swoich norek i ochoczo gromadzą suchy prowiant plus gorąca herbatka, na dwie godzinki babskiego błogostanu (a jednak błogodajne!). Lista naszych ładnych filmów nie jest przesadnie długa, szczerze mówiąc oglądamy na okrągło kilka wypróbowanych dziarskich staruszków (staruszek?). Numer jeden, to jak widać na zdjęciu otwierającym tego posta, "Masz wiadomość". Absolutny niezbędnik na chandrę, zmęczenie i ogólny życiowy niesmak. wszystko w tym filmie jest "feel good": opowiadana historia, aktorzy, wypowiadane kwestie, Nowy Jork no i wnętrza. Scenografia jest tak fantastyczna, że człowiek ma ochotę wskoczyć do środka, jak Tytus, Romek i A'Tomek. Mieszkanie Kathleen Kelly wygląda jak domek z bajki w środku wielkiego miasta - przecudowna mieszanka stylu shabby chick z Laurą Ashley. 



Wszystkie detale tego mieszkanka są dobrane z prawdziwą czułością, chociażby ta nieduża lampka w kuchni, czy zielone przeszklone drzwi, że nie wspomnę o półkach na książki. A jej księgarnia "The Shop Around A Corner"? Takie miejsce to marzenie każdego miłośnika książek, zwłaszcza książek dla dzieci. Sami popatrzcie.



W takiej księgarni mogłabym zamieszkać. Cudowne, cudowne miejsce. Ach.

Kolejnym ładnym filmem jest serial BBC "Duma i uprzedzenie". Serial zrodzony z prawdziwej miłości do książki i do Jane Austen; nakręcony z szacunkiem i pełnym zrozumieniem epoki. Jedyna SŁUSZNA ekranizacja z jedynie słuszną obsadą. Czy ktoś mógłby zastąpić Colina Firtha w roli pana Darcy? 




Jennifer Ehle jako Elizabeth jest po prostu na swoim miejscu; jej urok i poczucie humoru uwodzą nas, jak uwiodły pana Darcy.
Jane czyli Susanna Harker ma w sobie tyle samo słodyczy i jest tak samo irytująca, jak jej powieściowy pierwowzór.


 Oto jej ukochany, pierwszy naiwny pan Bingley - Crispin Bonham-Carter.


Państwo Bennet są absolutnie doskonali, uwielbiam ich obydwoje: Benjamin Whitrow i Alison Steadman.



Groźny, obrzydliwy pan Collins, genialnie zagrany przez Davida Bambera.


Ten film porządkuje i uspokaja moją rzeczywistość: zegar w Longbourn powoli odmierza czas, każdy zna swoje miejsce, nikt nie usprawiedliwia zła, miłość wszystko zwycięża, na końcu czeka nas Happy End. Jestem stałym gościem w Longbourn  i w Pemberley.




Trzecim ładnym filmem, oglądanym obowiązkowo od listopada do lutego, jest The Holiday. Muszę przyznać, że ja oglądam ten film właściwie tylko ze względu na wnętrza domku Iris oraz jej osobistego brata, którego gra Jude Law. Historyjka jest banalna, ale tak ładnie opowiedziana i pokazana, że działa jak gorąca herbata z rumem. W domku Iris mogłabym zamieszkać w każdej chwili, jest IDEALNY. Gdybym mogła, chętnie zrobiłabym kopiuj - wklej całość w mój duży, brązowy dom. Scenograf to zdecydowanie moja pokrewna dusza wnętrzarska.







 Ta wanna!!!



A to brat Iris, przystojny wdowiec.



Ładne filmy to jeszcze Małe kobietki, Bill Cosby, Dzieci z Bullerbyn, Deszczowa piosenka.
 Póki co, ciągle trwa Babie Lato, ale za progiem czeka już plucha i nieustanne ciemności, więc będziemy celebrować rodzinne wieczory filmowe. Achchch, lubimy to! I to jak!!!

A to łapka najmłodszego domownika Dużego Brązowego Domu, z własnoręcznie zebranym owocem Babiego Lata.




środa, 3 września 2014

Poznaj "Franciszkę"



„Franciszka” Anny Piwkowskiej. Znana poetka i autorka pisarskich biografii, lecz także nauczycielka polskiego w jednym ze stołecznych gimnazjów, postanowiła napisać powieść dla panienek, przepraszam, dla współczesnych nastolatek. Zamieszała w kotle swojego doświadczenia belferskiego połączonego z odrobiną prywatnych wspomnień oraz rozmów z uczniami; doprawiła sporą dawką najpiękniejszej poezji kobiecej i stworzyła potrawę pełną uroku i klasy, którą pochłania się jednym kęsem.



Z markerowo żółtych okładek książki wychodzi do nas Franciszka, czarnowłosa trzynastolatka, która nie cierpi książek o magii, ma jednego wiernego przyjaciela i kocha poezję. Poznajemy Franciszkę w chwili, która stanie się dla niej początkiem nowego życia: jest noc, mamę zabrało pogotowie, Franciszka siedzi samotna i zgnębiona w pustym mieszkaniu i wtedy właśnie zstępuje na nią duch poezji. Franciszka pisze swój pierwszy wiersz i odkrywa magię drzemiącą w poezji. Tej samej nocy spotykamy również babkę Franciszki, babkę nieznaną, niechcianą – po prostu Babsko.





Autorka snuje przed nami losy tych trzech kobiet: babki, matki i Franciszki, losy trudne i pokręcone, cierpienie i głód miłości, zagubienie w świecie. Kiedy się to zaczęło, trudno powiedzieć. Kto pierwszy odrzucił ład moralny, kto pierwszy dokonał śmiertelnie złego wyboru; kto podjął tę decyzję, która położyła się cieniem na życiu Ewy, Nataszy i Franciszki – tego autorka nie mówi. Pokazuje natomiast owoce, jakie niesie ze sobą rozbicie rodziny, brak rodziny, brak ojca; owoce gorzkie i kwaśne, od których cierpną zęby.





Piwkowska prowadzi nas przez trudny czas przemiany człowieka z dziecka w osobę, w podmiot liryczny poematu własnego życia. Franciszka pozbawiona oparcia domu rodzinnego – dzięki dobrej wróżce autorce – znajduje oparcie w ludziach obcych, a także w poezji, a właściwie w poetkach. Franciszka wygrywa, odnajdując swoją tożsamość, swoje powołanie, a wreszcie swoją babkę.

Warto poszukać „Franciszki”; warto ją przeczytać i dać do przeczytania swoim córkom. 
Chciałabym, aby moje dzieci jako panią od polskiego miały właśnie Annę Piwkowską.



Anna Piwkowska „Franciszka”, wydawnictwo Małe Zeszyty 2014 (Fundacja Zeszytów Literackich)
Ilustrowała Emilka Bojańczyk

Książka do kupienia w księgarni Zaczytanie, Józefów, ul. 3 Maja 90, www.zaczytanie.com.pl

wtorek, 2 września 2014

Jesiennie...

IMG_1514
IMG_1509
Ponurą perspektywę nowego roku szkolnego mogą rozjaśnić jedynie bułeczki cynamonowe. Howgh.
Ech, melancholijna poro...
zdjęcie
a może oprószona cynamonowym cukrem, wypachniona prażonymi jabłkami, zajadana powidłami z węgierek, dasz się polubić...
gravatar

Ołówkowo

Wrzesień przyszedł. Pamiętacie Joe Foxa (Joe, just call me Joe) z „Masz Wiadomość” i jego bukiet zatemperowanych ołówków? Ja mam tak samo. Gdzieś z głębi dziejów wypływa chęć otoczenia się blyszczacymi zeszytami, gumkami do ołówków, kredkami, flamastrami i długopisami. Bycie mamą dziatwy w wieku szkolnym jakoś zaspokaja ten papierniczy instynkt, zwłaszcza jeśli na podorędziu są córeczki. Uwielbiam kompletowanie szkolnej wyprawki! Niestety, te najpiękniejsze zeszyty, kalendarze i inne utensylia są rzecz jasna odpowiednio drogie. Jednak nie potrafię się zmusić do wyposażenia własnych dzieci w koszmarki disneyowsko-supermarketowe. Zagłuszając wyrzuty sumienia wydaję ciężko zarobione przez mojego męża pieniądze na cuda z papierniczych rajów. Kropeczki z Empiku, scrapbooki Smash, plecaczki i torby Cath Kidston, jeżowe tornistry MadPax, kalendarze Oxforda…Można stracić głowę i majatek. Dlatego postawiłam twardo, że romantyczność zrównoważę rozsądkiem. Nie kupiłyśmy WSZYSTKIEGO, chociaż pokusa była niezła. Siermiężne zeszyty BEZ obrazków (z hurtowni) ubarwiłyśmy uroczymi empikowymi ołówkami i długopisami, piórnikiem z Cath Kidston i scrapbookiem Smash. Ten ostatni ma pełnić rolę kalendarza, dzięki setkom zmyślnych naklejek, podlepek, zakładek i przypominajek.
IMG_1409IMG_1399
Wrzesień jest porządny. Nowe zeszyty, a w nich pierwsze strony, na których jeszcze chce nam się ładnie pisać, dokładnie wszystko notować. Dobre postanowienia. Nadzieja, że tym razem się uda, że na pewno będę w porządku. Nie będę zapominała, nie będę odkładała na później, nie będę przesiadywała do późna w noc, chociaż to uwielbiam. Wrzesień budzi mnie z letniego mañana, pcha w stronę zdrowej dyscypliny. Mam świadomość, że nie mogę wymagać od dzieci tego, czego sama nie posiadam. Jeśli mamy przetrwać ten kataklizm zwany rokiem szkolnym, przedszkolnym i akademickim, musimy obudzić w sobie Jedi. Czego i sobie życzę.
IMG_1418
IMG_1410
gravatar

Dobry początek

IMG_2864
Jestem mamą, która mieszka w dużym, brązowym domu, razem z ukochanym mężem, piątką dzieci, dziadziusiem, adoptowanym psem oraz – okazjonalnymi stadami innych zwierząt – od chomików począwszy na pająkach skończywszy.
Jesteśmy spadochroniarzami z Warszawy, i chociaż wyfrunęliśmy z niej już dobre dziesięć lat temu, aby wylądować w domku z ogródkiem, wciąż mamy blokowiskowe naleciałości. Breeding tells, jak mówią Anglicy.
Nie jestem już, niestety, młodą mamą – zostałam nią 20 lat temu – za to jestem mamą zawodową. Mama zawodowa jest połączeniem przytulanki, pedagoga, psychologa, felczera, artysty plastyka, bajarza, pisarza, muzyka, ciężarowca, kucharza, piekarza, sprzątaczki, praczki, iluzjonisty, improwizatora, bibliotekarza, chusteczki do nosa, przypominajki oraz najwyższej izby kontroli.
IMG_1070
Nasz dom jest pełen książek. Książki sączą się do środka sześcioma strumykami, rozlewając się stopniowo po wszystkich pokojach aby wreszcie osiągnąć szczyt na kuchennym stole i parapetach. Jak wszystkim wiadomo, najlepiej czyta się przy jedzeniu, i to kilka książek naraz. Skoro już weszliśmy do kuchni, to uczciwie uprzedzę, że trudno z niej wyjść. Stół kuchenny jest bardzo wygodny, kawa i herbata są zawsze pod ręką, a i przekąsić to i owo można w każdej chwili. Poza tym zawsze coś bardzo miło pachnie – a to z garnuszka, a to z patelni, a to z piecyka.
zdjęcie
Uwielbiamy oglądać razem filmy, mamy ich dużo i to same pokrewne dusze. Do oglądania potrzebujemy popcornu, jakiegoś ciasta, a w zasadzie najlepiej zrobić całą kolację.
Spać niestety chodzimy późno, za późno. Tyle jest rzeczy do przeczytania, przegadania – noc jest do tego stworzona. A prawdę mówiąc brakuje nam dyscypliny, i już.
Myślę, że jak na pierwszy raz wystarczy. Co będzie dalej, zobaczymy. W każdym razie CDN.