piątek, 10 października 2014

Dzieciomania


Czytając ostatnimi czasy przeróżne rozgorączkowane i rozgrzane do czerwoności dyskusje na temat wychowania i kształcenia dzieci, postanowiłam i ja dorzucić swoją garść kamyków do tego i tak zachwaszczonego ogródka. A co tam. Odgórnie uznałam, że jako matka piątki dzieciaków na różnym etapie rozwoju, mam prawo się wypowiedzieć.
To have them out of the house before I die - często powtarzam te słowa za Billem Cosby. Wyprawić dzieci z domu zanim się umrze, to chyba najważniejsze zadanie rodzicielskie. Pomóc im dorosnąć, okrzepnąć i podjąć samodzielne, odpowiedzialne życie na własną rękę. Wychować je tak, żeby były dobrymi ludźmi, żeby dokonywały słusznych wyborów i nie bały się ani ryzyka ani podejmowania własnych decyzji. Ha! Niezłe wyzwanie razy pięć.
Zanim zaczęłam rodzić kolejne latorośle, dużo czytałam na temat wychowania. Zanurzyłam się po czubek głowy w pedagogiczną literaturę fachową, popularną a nawet rozrywkową. Można powiedzieć, że wyhodowałam sobie niezłego, rączego konika - nawet filmy oglądałam wychwytując wątki wychowawcze.


symbol ostatnich dwudziestu lat mojego życia


To były właśnie cegiełki składające się na mój macierzyński fundament. Spośród tej całej mądrości wybrałam sobie dwie pozycje do podręcznego korzystania - ciekawe, czy zgadniecie co, he he. Otóż pierwszą z nich stał się Bill Cosby razem ze swoimi książkami, filmami i skeczami; a drugą - "Ziele na kraterze" Melchiora Wańkowicza.


najcudowniejszy tatuś na świecie Cliff Huxtable...


... i cała rodzina w komplecie

Bill Cosby jako pierwszy pokazał mi, jaką frajdą jest duża rodzina. Widziałam fantastycznych rodziców, bajeczny dom i piątkę wspaniałych dzieci. Tak wygląda patologia? No sorry, ale to nie ten klimat. Pomyślałam, że ja też tak chcę - chcę mieć dużą rodzinę i już. Zachwyciły mnie figury rodziców; ich mądrość, stanowczość i konsekwencja połączone z wzajemną miłością i czułością wobec dzieci. Nade wszystko zaś zachwyciło mnie ich poczucie humoru - no i miny pana domu, zwłaszcza te w sytuacjach małżeńskich. Ich wzajemne relacje, sposób odnoszenia się dzieci do rodziców i vive versa, uroczyste i przepojone czułym  poczuciem humoru celebrowanie rodzinnych rocznic zrobiły i wciąż robią na mnie piorunujące wrażenie. Więź małżeńska państwa Huxtable jest dla mnie nieustannym wzorem do naśladowania: spojrzenia jakie między sobą wymieniają, znaczące uśmieszki, ich nieustanny wzajemny flirt (pomimo dwudziestu lat stażu małżeńskiego), staranność w ubiorze i wyglądzie są zachwycające i rozczulające. 




W "Zielu na kraterze"po raz pierwszy zobaczyłam rodzicielstwo jako fantastyczną przygodę, nigdy wcześniej tak o wychowaniu dzieci nie myślałam. Zrozumiałam, że każde kolejne dziecko jest nowym powołaniem, najwspanialszą przygodą, cudownym wyzwaniem rzuconym przyszłości.  
Przyszły dzieci. Trzeba było zaplanować ich wychowanie, ich wykształcenie, określić jakąś wizję. W wychowaniu dzieci nie ma miejsca na improwizację, chociaż pozornie może ono wydawać się jedną wielką improwizacją. Jednak w tym szaleństwie musi być jakaś metoda, inaczej wszyscy zginiemy w mętnej zupie. Zanim urodzi się pierwsze dziecko, warto zadać sobie pytanie, ku czemu, ku jakim wartościom chcę je wychować. Jeśli potrafisz na to pytanie odpowiedzieć, jesteś w połowie drogi do sukcesu. Jeśli wiesz co chcesz osiągnąć, możesz planować jak to osiągnąć.
Patrząc na wychowanie z perspektywy dwudziestu lat macierzyństwa widzę, że najważniejsze jest dobre zaplecze, dobre środowisko wzrostu. Stabilny dom, mama i tata, rodzeństwo, jasno wytyczone granice i wymagania oraz dużo, naprawdę dużo radości.


mama i tata


bardzo, bardzo dużo taty


wspólny czas gadania, uczenia i jedzenia


od czasu do czasu kogel mogel pomaga na różne fizyczne i duchowe dolegliwości



bez rodzeństwa ani rusz


Oczywiście, dobre środowisko na zewnątrz domu jest równie ważne. Warto wybrać najlepsze możliwe przedszkole, najlepszą możliwą szkołę, zasugerować dobry i fajny sposób zagospodarowania wolnego czasu. Kiedy ktoś nam zarzuca, że chowamy dziecko czy dzieci pod kloszem, odpowiadajmy, że to prawda. chowamy je pod kloszem, bo teraz tego wymagają; bo są jeszcze wątłymi, nieuformowanymi roślinkami i muszą nabrać sił. Żaden ogrodnik nie zostawia cennych sadzonek na pastwę burzy, żeby się brały za bary z życiem, ale chroni je właśnie pod kloszem - żeby się stały mocne i w przyszłości wytrzymały niejedną burzę i zawieję.
Nasze dzieci jak były małe, chodziły do szkół niepublicznych; wiązało się to naprawdę z ogromnym wysiłkiem finansowym. Wspaniałe środowisko nauczycielskie i koleżeńskie jakie te szkoły zapewniały, było warte każdej krwawej złotówki. Świetnym wyborem było też harcerstwo - w naszym przypadku Zawisza, skauci Europy. Kiedy patrzymy na nasze mądre, zaradne i pomocne dzieci, naprawdę puchniemy z dumy.


roczny Tomcio zastępowy


rozesłanie na obozy letnie

Wbrew pozorom, nie jesteśmy reżyserami życia naszych dzieci. Jedyną rzeczą jaką od nas dostały jest umiejętność wyznaczania mapy swojego życia. My jesteśmy dla nich tłem, czasem wsparciem, czasem przeszkodą, czasem drogowskazem. Nie mają gotowego scenariusza.
A co jak jednak się nie uda? No cóż, Pan Bóg przez wiele tysięcy lat wychowywał naród wybrany i przygotowywał na przyjście Mesjasza. Jak wiemy, Izrael notorycznie wywijał niezłe numery, a na końcu i tak nie rozpoznał czasu swojego nawiedzenia. Ale, jak uczy nas Dobra Księga, zawsze jest plan B, C, a nawet D. Ktoś mądrzejszy od nas wiele razy musiał swoje plany modyfikować, to o czym my mówimy...
Z nadzieją, że jednak wszystko będzie KUWAKA, jak mawiano u Wańkowiczów, żegnam się chwilowo. Do zobaczenia. Zostaw słówko.



październikowa noc księżycowa, istne księżycowe szaleństwo