piątek, 26 lutego 2016

Babski wieczór


Jeśli to prawda, że kapelusz stanowi 75 procent prawdziwego mężczyzny, to w dobie, w której żyjemy, a w której kapelusze niemal zanikły w procesie ewolucji, przeciętna kobieta poślubia zaledwie 25 procent mężczyzny... Znam osobiście jedynie dwóch mężczyzn noszących kapelusze - jeden z nich jest uczonym paleontologiem (!!! acha! ewolucja, wykopaliska, skamieliny...), a drugi moim zięciem... Odetchnęłam z ulgą, mamy przynajmniej jedno pełne 100 procent mężczyzny na rodzinę, to już coś...



Ostatni mój wpis wywołał falę resentymentu wśród różnych znajomych żon. Jednogłośnie zażądały odnalezienia katalogu cnót mężowskich, zamieszenia go na łamach, a one już zastosują go w praktyce...
No cóż, katalogu nie znalazłam, ale dobrą radę, owszem. Bardzo proszę, oto ona:


Drogi mężczyzno! Jeśli twoja żona oznajmia - A rób sobie, co chcesz! Lub, co gorsza - To już sam zdecyduj!  Pamiętaj - NIGDY nie próbuj robić, co chcesz, a już zwłaszcza NIGDY, ale to NIGDY, pod żadnym pozorem nie podejmuj SAM żadnej decyzji. Jeśli oczywiście miłe ci jest własne życie...


Mężczyzna jaki jest, każdy widzi. Czasem trudno z nim wytrzymać, ale wytrzymać bez niego - jeszcze trudniej. Zalewa cię krew, kiedy po raz pięćdziesiąty ósmy w tym tygodniu, wygarniasz jego skarpetki spod fotela w pryncypialnym pokoju, a jednak kiedy wyjeżdża na dłużej, z trudem powstrzymujesz się, żeby nie rozrzucać tych skarpetek własną ręką,  żeby było przytulniej...
To naprawdę niezwykłe, że dwie tak przeciwstawne osobowości tak bardzo się przyciągają. 
Na przykład, kiedy trzy kobiety idą razem na kawę i plotki, a nazywają się na przykład Marysia, Ewa i Monika, w ten właśnie sposób do siebie się zwracają. Kiedy natomiast spotyka się trzech facetów, to chociaż każdy z nich ma jakieś fajne imię (powiedzmy, Robert, Andrzej i Jacek), to jeden z nich staje się Robsonem, drugi Łysym a trzeci Skuterem. Mało tego, kiedy dosiada się do nich ktoś nowy, przedstawiają mu się właśnie jako Łysy, Robson i Skuter..
Albo weźmy łazienkę. Typowy mężczyzna trzyma w łazience sześć rzeczy: mydło (koniecznie w kostce!), pastę i szczoteczkę do zębów, ręcznik, szampon i golitko.
Natomiast typowa kobieta potrzebuje do pełnej toalety około 337 przedmiotów, z czego jej mąż jest w stanie rozpoznać bez pudła tylko ręcznik...
Wiadomo, że w każdej kłótni to kobieta ma ostatnie słowo. Cokolwiek powie facet, to staje się zarzewiem nowej kłótni.... I tak dalej.
Najgorsze jest to, że mężczyzna kładąc się spać i wstając rano wygląda zawsze tak samo przystojnie, a jego  potargane włosy dodają mu jeszcze uroku, zaś nawet najpiękniejsza kobieta świata kiedy o poranku wstaje z łóżka, wygląda jakby jej twarz była od niej starsza o dobre 10 lat.
Podobnie jest ze starością - facet to uroczy starszy pan, a kobieta to jakaś babcia. Popatrzcie choćby na Hana Solo i księżniczkę Leię - po latach. Taka prawda.
Podobno mężczyznę sukcesu można poznać po tym, że zarabia więcej niż jego żona jest w stanie wydać. Kobieta odnosi sukces, kiedy udaje jej się takiego męża znaleźć... Zresztą kobieta dopóty martwi się o przyszłość, dopóki nie wyjdzie za mąż - a mężczyzna nie martwi się o przyszłość, dopóki się nie ożeni. No właśnie.
A skoro już jesteśmy przy pieniądzach, to normalny mężczyzna jest w stanie wydać dwadzieścia złotych na przedmiot, który jest warty dziesięć złotych, ale który jest mu potrzebny. Dla odmiany każda bez wyjątku kobieta ochoczo da dziesięć złotych, za rzecz wartą dwadzieścia złotych, której w ogóle nie potrzebuje, ale która jest na wyprzedaży...
Mamy po prostu zupełnie inne mózgi. 

 


Czy więc w ogóle da się razem żyć i nie tylko nie pozabijać się nawzajem, ale wręcz rozkwitać we wzajemnej obecności?
Otóż wspólnym wysiłkiem rządu i społeczeństwa - można.
Po pierwsze - ustalamy, że naszym absolutnie priorytetowym priorytetem jest wspólnie spędzony czas - bez dzieci i innych rozpraszaczy. Małżeństwo nie pociągnie długo na automatycznym pilocie, musicie obydwoje usiąść za sterami. Każdego wieczora wyłączamy telefony oraz komputery i w zamian za to patrzymy sobie czule w oczy i rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy. Kolacja przy świecach jest wskazana. A raz na miesiąc - porządna randka.
Po drugie - dotykamy się przy każdej możliwej okazji. Nie chodzi tu o seks ( chociaż współżycie jest bardzo, bardzo ważne), ale o przytulanie się, trzymanie za ręce, pogłaskanie po plecach, żartobliwe kuksańce, przelotne pocałunki. Nic tak nie łączy serca męża i żony jak zwykły, prosty dotyk dłoni... Jeśli jakieś małżeństwo doświadcza dotykowego głodu, powinno natychmiast sprawić, że wzajemna czułość fizyczna stanie się ich najważniejszym postanowieniem poprawy.
Po trzecie - staramy się mieć wspólne pasje i zainteresowania poza dziećmi. Czy to możliwe? Ależ oczywiście! Nie chcemy pod koniec życia siedzieć w naszym opustoszałym gniazdku, pogrążeni w głębokiej depresji i niechęci do siebie. Szczęśliwe pary lubią mieć jakieś wspólne zainteresowania, szukają ich. Nigdy nie jest zbyt późno, aby zacząć.
Po czwarte - nigdy ze sobą nie walczymy. To znaczy - możemy się sprzeczać, kłócić, rzucać przedmiotami tudzież trzaskać drzwiami, ale nie walczymy ze sobą. Każda walka zakłada, że ktoś wygrywa, a drugi ktoś przegrywa. Jako małżeństwo dzielimy ten sam los - tak więc jeśli mój mąż jest przegrany, to ja również. Musimy spojrzeć na nasze kłótnie jako na sposobność do wspólnego wypracowania takiego rozwiązania, które pomoże nam obojgu wygrać. Aby to osiągnąć, powinniśmy w każdej, nawet najbardziej stresującej sytuacji, traktować się nawzajem z szacunkiem.
Po piąte - flirujemy tylko ze sobą, z nikim innym. Szczęśliwe małżeństwa nigdy nie przestają ze sobą flirtować i nigdy nie zaczynają flirtu z kimś obcym; zawsze szukają nowych sposobów na podtrzymanie i rozdmuchanie dawnego płomienia, osłaniając go jednocześnie przed najmniejszym przeciągiem... Taka wyłączność oznacza nieustanne czuwanie nad swoim wzrokiem, wyobraźnią, ciałem i emocjami. Nie szukajmy jakichś zewnętrznych fantazji, które wykluczałyby męża czy żonę. Jesteśmy tylko dla siebie.
Po szóste - mówimy sobie prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Uczciwość małżeńska otwiera drzwi prawdziwej intymności. Każde zatajenie prawdy jest toksyczne dla naszego związku. Nie mamy miejsca na tajne hasła, tajne zakupy, sekretne esemesy czy ukryte motywy...Niech nasze małżeństwo szczyci się gwarancją braku tajności. Dożywotnią.
Po siódme - nie traktujmy naszego małżeństwa zbyt lekko - a siebie zbyt poważnie. Szczęśliwe pary mają poczucie humoru. Znają się na żartach. Potrafią wprowadzić nutę humoru nawet w najtrudniejsze momenty życia. Jednak patrzą z przymrużeniem oka tylko na siebie, ich związek nigdy nie jest przedmiotem kpin czy niewybrednych dowcipów. Nigdy nie wprowadzają do swojego słownika słowa "rozwód", nawet dla zabawy. Właśnie dlatego potrafią cieszyć się życiem i swoim małżeństwem tak, jak one na to zasługują.




A teraz nagroda dla wszystkich, którzy dotrwali do końca tego elaboratu: najłatwiejsza pizza w świecie, nic a nic się jej nie gniecie, a robi się w 10 minut.
Voila.
Bierzemy półtora kubka mąki samorosnącej lub zwykłej, ale wtedy dodajemy czubatą łyżeczkę proszku do pieczenia. Wsypujemy do misy robota, może być malakser. Do mąki dodajemy pół kubeczka wody, szczyptę soli i łyżkę oliwy z oliwek. Włączamy robota albo malakser i miksujemy około dwóch - trzech minut, aż powstanie kulka ciasta.
Z tej kulki rozwałkowujemy, najlepiej przy pomocy nieletniego dziecka, dwa placuszki.




Następnie smarujemy oliwą patelnię i kładziemy na niej jeden palcuszek. Smarujemy go sosem pomidorowym i kładziemy na wierzch co tylko nam w duszy łka.


Pod patelnią zapalmy gaz i pozwalamy, aby pizza podpiekała się chwilę na patelni. W tym czasie włączamy grill w piecyku i pozwalamy, aby się trochę rozgrzał.
Kiedy pizza już podpiekła się na patelni, co trwa około dwóch - trzech minut, wkładamy ją do piekarnika i grillujemy wierzch przez następne trzy minuty.



Kiedy serek się ładnie rozpuści, a szyneczka - czy co tam innego - ładnie zarumieni, wyjmujemy pizzę na talerz i z apetytem zjadamy. Jest naprawdę pyszna i chrupiąca.




A tu macie oryginał przepisu. Smacznego.