sobota, 20 grudnia 2014

www.PrzedŚwięta.pl


W Dużym Brązowym Domu już zdecydowanie przedświątecznie.
Meble musiały się przesunąć, żeby zrobić miejsce dla Panny Zielonej. Stanęła sobie dumnie przy samiutkim oknie, w miejscu wszystkich naszych poprzednich choinek. Wygląda tak swojsko, domowo i przytulnie, że aż trudno uwierzyć, że jeszcze wczoraj na tym miejscu stała nasza solidna, grająca komoda.


przesunięta kanapa, przestawiona komoda - nasz gwiazdkowy look


no i wyrosła w pokoju choinka...na razie skromnie ubrana w swoje zielone igiełki, za parę dni zabłyśnie jak najjaśniejsza z gwiazd

Najcudowniejsze o tej porze roku są domowe zapachy. Przede wszystkim pachnie bigos, właściwie nie pachnie, a "zionie aromatem", jak czytamy w Panu Tadeuszu. W tyn roku nasz zionący aromat jest nieco inny niż zwykle, jakby trochę więcej w nim świątecznej słodyczy, a to wszystko dzięki Monice z sio-smutków, której kapustny przepis mnie zainspirował. Niniejszym bardzo dziękuję :)


wielozadaniowość: bigosik w jednym garnuszku, mięsko na obiad w drugim garnuszku a mięsko na pasztet w malakserze, uff

Z piecyka najpierw zawsze pachnie pasztetem. Ten zapach zawsze cofa mnie o jakieś straszliwe lata świetlne, prosto do mikroskopijnej kuchenki w warszawskim bloku, w której mała dziewczynka zawzięcie kręciła korbką maszynki do mięsa, wyręczając w tej pracy swoją babcię...Trwało to dobry kawał czasu, mięso wyłaziło przez dziurki w formie zabawnych loczków...Dziewczynce nudziło się niemiłosiernie, toteż dawała upust swojej nieskrępowanej wyobraźni...Babci już nie ma, ale przepis na pasztet pozostał. Jakże niewiele nam trzeba, żeby przywołać do naszej pamięci osoby, które odeszły na zawsze. Trzymają się naszych serc i głów cienkimi, ulotnymi nitkami zapachów, asocjacji, nagłych rozbłysków podświadomości. Świętych obcowanie, codzienne gotowanie.


pieczemy pasztety

No, a po pasztetach przychodzi pora na ciasta. W tym roku zainaugurowały nasz świąteczny festiwal wypieków skromne, ale za to pyszne, bułeczki cynamonowe. Stado głodnych paszcz od razu rzuciło się na nie z zamiarem pożarcia, ale sorry, obowiązuje sroga reglamentacja. Bułeczki się zamrozi, aby w postaci odmrożonej i świeżutkiej uświetniły nasze wigilijne śniadanko. No, ale na pocieszenie każda paszcza dostała po bułeczce, a nawet po dwie.



Po bułeczkach nadchodzi czas na pierniczkowanie. Część tegorocznych pierniczków kobiety naszego domu, postanowiły upiec w formie witrażykowej.  Prototypy wyszły prześlicznie, więc poczułyśmy się zachęcone.








klejnociki bąbelkują w piecu

W pierniczku robimy dziurkę, wsypujemy do niej pokruszone landrynki, pieczemy. Landrynki się pięknie topią, a po wyjęciu pierniczków z pieca - zastygają w formie kolorowych szkiełek. Najważniejsze, aby po upieczeniu, pierniczki poleżały sobie przez ok 20 min, żeby roztopione cukiereczki porządnie zastygły.
Więc...gdy w pokoju wyrośnie choinka...gdy upieką się słodkie makowce....gdy opłatek już leży na stole...to znaczy, że już Święta, że już blisko Kolęda, że za drzwiami już stoi Mikołaj...hej, kolęda, kolęda...
Wyobraźcie sobie, że w Dużym Brązowym Domu, w garażu, mieszkają dwa renifery, w komplecie z saniami. Także, moi drodzy i kochani, święty Mikołaj wyrusza w tym roku w swoją prezentową drogę prosto z Józefowa. Nie wierzycie? Proszę bardzo, oto twarde dowody!






no i co? ho ho ho!!!








czwartek, 18 grudnia 2014

Jeszcze tylko pięć dni...ŻYCZENIA





Bigos, pierniczki, pasztety, farsze, ciasta, torty, sprzątanie, pranie, zaganianie do roboty...Zapalanie świec, wicie wianków, robienie ptaszków na choinkę, szantaż świętym Mikołajem...Wymyślanie jak najpiękniej ubrać stół tymi samymi nakryciami od lat, żeby wyglądał zupełnie inaczej, przygotowywanie wizytówek dla gości (23 osoby), liczenie krzeseł, prasowanie obrusów, polerowanie sztućców...Żeby nie oszaleć, żeby się nie wściekać, żeby zdążyć ze wszystkim ze spokojem ducha, żeby pamiętać, że to Boże Narodzenie i nie zagubić całego sensu...Życzę Wam, kochani, chwili refleksji - jak to możliwe? Jak to się stało, że...ma granice Nieskończony...To małe Dzieciątko łączące w sobie boskość z człowieczeństwem...wzgardzony Okryty Chwałą, śmiertelny Król nad wiekami, a Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami...
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!






niedziela, 14 grudnia 2014

Takie tam przed Świętami



Tomasz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi 
wśród fali igieł szumiących, choinek powodzi


Kupiliśmy dzisiaj choinkę. Pojechaliśmy na plantację, wybraliśy tę naj...naj...najpiękniejszą, srebrzystą, kłujacą i zawrotnie pachnącą, po czym Pan Plantator jednym zręcznym warkotem piły benzynowej ściął naszego świerczka. Liczymy na długie tygodnie radosnego świętowania przy drzewku, które się nie osypuje. Howgh.
Tomcio pojechał z nami - i oszalał z zachwytu na widok tylu, tylu, tylu choinek. Mniejsze, wieksze, sosny, jodły i swierki, rosnące pojedynczo lub kępami, a nawet całymi zagajnikami, wyglądały jak wielkie, szumiące, falujące zielono-srebrzyste morze. Nasz synek natychmiast zanurkował w największą gestwinę, uzbrojony w trzymanego mocno za rękę tatusia. Wielkie choiny budziły zachwyt zmieszany z grozą, a malutkie choineczki były gorąco przytulane do piersi obleczonej w zieloną kurteczkę, a więc odpornej na drobniutkie ukłucia odwzajemnianej miłości. Cudowna jest ta niewinność i świeżość wrażeń małego dziecka. Starzy, zblazowani i zmacerowani życiem rodzice, nagle sami zaczynają inaczej patrzeć na otaczający ich świat. Dwa księżyce świecący odbitym blaskiem dziecięcego zachwytu całym stworzeniem. Zaprawdę, jeśli nie staniemy się jako dzieci, nie odnajdziemy drogi do ziemi obiecanej.







Małgorzata Musierowicz napisała kiedyś, że zimę jest w stanie 
przetrwać tylko dzięki zielonej sałacie i kwiatom ciętym. Ja do tego zestawu dodałabym jeszcze kwiaty doniczkowe , świece oraz ogień w kominku. Zima w mieście była koszmarem, zima w miasteczku jest zaledwie drobną  niedogodnością, osładzaną wieczornymi seansami przy płonącym ogniu. Pełen eskapizm. Uwielbiam od zawsze światło świec, zresztą kto go nie kocha? Jest w tym małym chybotliwym płomyczku jakiś dobry czar, jakaś odwieczna moc pokonująca zimno i ciemności. W takiej małości taka siła, w takiej słabości taka potęga. Ciekawe, że płomień świecy nie tylko jest w stanie rozświetlić noc i ogrzać nas fizycznie, ale dodatkowo, w jakiś przedziwny sposób, rozgrzewa naszą duszę, pomaga oswoić samotność, leczy melancholię. Jak to się dzieje? Jak to jest możliwe? Te pytania prowadzą nas na odwieczną ścieżkę tajemnic; na drogę, która zaczyna się u progu naszych drzwi, a która wiedzie "daleko wzwyż i w głąb". Szykując się na Boże Narodzenie w jakiś sposób próbujemy uporządkować ten niepokój, znaleźć chociaż okruch prawdy. My, biedne wróble, karmione plewą współczesności, chociaż na chwilę wznosimy się ponad naszą okaleczoną codzienność.





to jest absolutnie moje ulubione zdjęcie dekoracji świątecznych!


Zdobimy dom na Święta, najpiękniej jak potrafimy. Od paru lat można znaleźć w sklepach istne cuda,  można by pójść z torbami chcąc kupić chociaż cząstkę tych śliczności. Jestem niewypowiedzianie wdzięczna takim blogom jak Green Canoe czy Home on the Hill, bo one fotografują moje marzenia. Wiem, że nie stać mnie na to, co oglądam na tych ślicznych zdjęciach (pięcioro dzieci!), ale już samo oglądanie zaspokaja moją potrzebę posiadania oraz potrzebę piękna. Mogę potem próbować odwzorować chociaż część tego, co oglądałam. Jakimiś chałupniczymi metodami, łatanymi sposobami `zamienić nasz dom w krainę gwiazdkowej baśni.




Gloria in excelsis Deo!



to nasza zeszłoroczna choinka i zeszłroczny elfik


pierniczki jeszcze nie skonsumowane

pomysł z The Ideal Home, jaki zamierzam ukraść, jakiś geniusz prostoty to wymyślił



kolejny zamiar kradzieży; chętnie oprócz inspiracji ukradłabym tę zastawę i sztućce, zwłaszcza 
sztućce



obrus w kratę jest obłędny, natomiast zdjęcie na dole jest sobowtórem 
naszego stołu wigilijnego



bardzo mi się podoba ta skandynawska moda na zdobione gałęzie,
na tym polega prawdziwa asceza: głębia przekazu przy
maksymalnej prostocie użytych środków, piękno w czystej postaci



po prostu pięknie


pewnie pestki granatu zastapię żurawiną, ale zamierzam
upiec taki tort na Święta


te skarpety!!! 


zimno za naszym oknem



goście za naszym oknem


Marzy mi się coś okropnego. Marzy mi się taki hibernation day, dzień ciepłych skarpet i ciepłego koca, dzień pomarańczowo-waniliowej kawy i grzanego wina, dzień dobrej książki i feel good movie, dzień bez (o zgrozo!) obowiązków, zobowiązań oraz przymusów. Dzień nicnierobienia albo robienia tylko tego, co się chce. Dzień, w którym nie trzeba wychodzić z domu ani z siebie. Ech, jak człowiek tak wyrzuci to wszystko, co mu zalega w podświadomości, zaraz mu lepiej. Co prawda niedawno pewien ojciec dominikanin w ramach pokuty nakazał mi porządny spacer...Co z chęcią wykonałam prawie natychmiast! Może Święty Mikołaj w darze od Dzieciątka przyniesie nam wszystkim zestresowanym, zagonionym, zapracowanym, w wiecznym niedoczasie taką odrobinę prawdziwego - świętego spokoju. Już On najlepiej wie, że tego najbardziej potrzebujemy.


zakwitła nasza bożonarodzeniowa różyczka, Ciemiernik