czwartek, 16 kwietnia 2015

Ciągłość




Dom skrywa w sobie znaki przeszłości. Bierzesz do ręki małe siteczko i tym samym uruchamiasz swój osobisty wehikuł czasu. Znika gdzieś ostatnie dwadzieścia lat twojego życia, znów stoisz w małym sklepiku w Colchester, na wschodzie Anglii. Młoda mama, z koszyczkiem pełnym dzidziusia, kupuje przyrząd do przecierania pierwszych ziemniaczków i innych marchewek...



Kupuje też plastikowe sitko oraz takiż dzbanek do polewania kąpiącego się niemowlęcia. Procedura kąpieli była skomplikowana, dlatego wymagała obecności obojga świeżo upieczonych rodziców. Otóż rodzic numer 1, jak to piszą współcześni reformatorzy życia rodzinnego, trzymał kurczowo kruche ciałko małej córeczki, a rodzic numer 2 polewał wyżej wymienione ciałko wodą, uprzednio je namydliwszy. Po kilku kąpielach, oboje rodzice zgodnie stwierdzili konieczność posiadania naczynia do polewania...Trochę poezją powiało, to niechcący.


rzeczone naczynie, rocznik 1994, lekko podtopione przez zbyt bliską styczność z ogniem smażącym naleśniki

Co prawda, już po dwóch tygodniach Mama nabrała wprawy oraz samodzielności w obsłudze własnego dziecka, więc super naczynie awansowało z pomocy kąpielowej na pomoc kuchenną i okazało się, że idealnie nadaje się do ukręcania ciasta na naleśniki. Od dwudziestu jeden lat pełni tę odpowiedzialną funkcję i chyba nikt z mieszkańców Dużego Domu nie wyobraża sobie przyrządzania naleśników w czymkolwiek innym...


sitko, rocznik również 1994, jak widać nadgryzione ostrym zębem czasu

Agata Christie, zamężna za wybitnym archeologiem brytyjskim, Maxem Mallowanem, napisała  niedużą książeczkę o wykopaliskach, pod tytułem Come, Tell Me, How You Live, czyli Opowiedz mi, jak żyjesz. Pisze tam, że jest to podstawowe pytanie, jakie archeolodzy zadają ludom i narodom sprzed wieków. - Opowiedzcie nam, jakie były wasze miasta, jak wyglądały wasze domy, jakie ozdoby nosiły wasze kobiety, czym bawiły się wasze dzieci?
Te wiekowe przedmioty, które zalegają półki i szuflady Dużego Domu opowiadają nam, przypominają nam, jak żyliśmy kiedyś. Takie zwykłe białe sitko, a mieszczą się w nim, jak w kalejdoskopie, wspomnienia naszych kolejnych przeprowadzek, wszystkich naszych kuchni, wszystkich zjedzonych razem rosołków, wszystkich stołów, przy których razem siedzieliśmy. Jak wymieniać takiego starego druha? Nie da się, po prostu.
Dlatego właśnie wystrój Dużego Domu w zasadzie się nie zmienia. Pewnie, niektóre sprzęty dochodzą, ale niewiele odchodzi. Dlatego wielu naszych znajomych, którzy odwiedzali nas na którymś nowym miejscu (a przeprowadzaliśmy się w życiu nie raz, a pięć razy...) twierdzili, że czują się jak w zasiedziałym domu - te same meble, te same obrazy na ścianach, te same kubeczki na stole. Między Bogiem a prawdą, kubeczki w zasadzie nie były TE SAME,  ale TAKIE SAME. Ciocia Ikea na szczęście rzadko zmienia wzornictwo...





Swoją drogą, to Duży Dom jest istnym magazynem polskiej Ikei, od chwili jej pojawienia się w naszym pięknym kraju. Kredensy, które widzicie, zostały zakupione w roku bodajże, 1998.  Jak już pisałam, starzeją się z prawdziwym wdziękiem, a upływające lata tylko dodają im urody. Co jakiś czas nachodzi mnie pokusa, żeby wymienić ten kredensik na jakiś ogromny prowansalski mebel, ale...jednak stara miłość nie rdzewieje. 
Kleimy pękniete dzbanki, cerujemy przetarte obrusy - pewnie, że byłoby łatwiej wyrzucić i kupić nowe. Czasem tak robię, kiedy widzę, że jakiegoś przedmiotu, niestety, nie da się już przywrócić do życia. Jednak te starocie dają nam poczucie ciągłości, świadomość zakorzenienia, poczucie, że to część NASZEJ HISTORII. Historii naszej konkretnej rodziny, tych siedmiu pyłków unoszących się przez chwilę w przestrzeni Kosmosu. Tradycja - taka malutka, taka raczkująca, ale w jakiś sposób nas definiuje, określa.


wszystkie dzieci rodziłam w tej samej absurdalnej koszulce z misiem...tu toast herbaciany po szczęśliwych urodzinach Filipa (1997). Koszulka zostanie uroczyście przekazana Natalii, gdy będzie się spodziewała pierwszego potomka; w końcu rodzą się w niej całkiem udane dzieci...

Czy będziemy mieli tyle czasu, aby nasza tradycja nabrała mocy i koloru, jak dobre wino? Zobaczymy. W każdym razie te zabawne stareńkie przedmioty, troszkę pordzewiałe, troszkę pokrzywione, pełne blizn po kleju, tu i ówdzie poszczerbione są nam droższe niż najwspanialsze projekty największych dizajnerów. Przypominają nam, kim jesteśmy.


ulubione mewki Mamy, miały już trzy razy klejone główki...


kochane lale dużodomowych córeczek; wyobraźcie sobie, że lego duplo kiedyś robiło takie ładne zabawki


jajo wielkanocne dekupażowane przez siedmioletnią Joasię, co roku zdobi Duży Dom na Święta

Już za trzy tygodnie moja mała córeczka uwije swoje własne gniazdo. Powoli pakuje swoje rzeczy, co jest jednocześnie radosne i smutne. Mama i Tata stoją jak te kury na brzegu, podczas gdy ich córeczka - gąska odpływa w nieznane. Witaj, Nieznane, jesteśmy gotowi...


                                                                                              nawet buty czekają...