poniedziałek, 7 września 2015

O edukacji domowej raz jeszcze






Taki rok nam nastał, że jak wiecie, zmierzyliśmy siły na zamiary i podjęliśmy się edukacji domowej. Podczytuję sobie różne rzeczy na ten temat, głównie w internecie, głównie po angielsku i coraz bardziej rozjaśnia mi się w głowie.
Przetłumaczyłam poniższy wpis jednej homeschoolowej mamy, trochę dla zabawy i wprawy, a trochę popularnonaukowo. Wpis jest zabawny i sympatyczny i myślę, że z przyjemnością go przeczytacie. Dodam tylko, że tłumacz nie utożsamia się na 100 procent z poglądami autorki tekstu, żeby nie było...
Tak więc zapraszam do lektury. Na zdjęciu powyżej pokój Joasi, w stanie niezwykłym, absolutnie niezwykłym.








OSIEM POWODÓW, KTÓRE NIE PRZEKONAŁY MNIE DO EDUKACJI DOMOWEJ


Andrea Mulder-Slater

Kilka lat temu, kiedy w mojej głowie po raz pierwszy zaświtała  myśl o edukacji domowej dla mojej córki, podzieliłam się tym pomysłem z przyjaciółką. Popijając kawę i chrupiąc krakersy wyznałam, że obawiam się jedynie tego, iż moje dziecko wyrośnie na dziwaka  nie umiejącego nawiązać kontaktu z ludźmi. – Ach, rozumiem! – odpowiedziała na to moja przyjaciółka – Więc ty byłaś dzieckiem uczącym się w domu!
W zasadzie było to przypuszczenie oparte na zdrowym rozsądku. W końcu jest prawdą, że nie tylko jestem introwertyczką, ale także pisarką mieszkającą na malowniczym odludziu, wiecznie pogrążoną we własnych rojeniach, zadowalającą się li i jedynie towarzystwem szeroko pojętej rodziny.
Przyznaję, jestem dziwolągiem.
Jednak nie byłam dzieckiem poddanym edukacji domowej. Moje wykształcenie zawdzięczam publicznemu systemowi szkolnictwa. Tak, droga pani Warnica, to dzięki pani jestem tym, kim jestem.
Przewińmy teraz taśmę w przód o najbliższe kilka lat. Moja córka jest inteligentną ekstrawertyczką, łatwo nawiązującą kontakt nie tylko z rówieśnikami, gotową do rozpoczęcia nowego roku szkolnego w klasie drugiej.
Przez te kilka lat wiele się nauczyłam i jestem gotowa podzielić się moim doświadczeniem z każdym, kto zadaje sobie podobne pytania. Oto osiem powodów, które NIE STAŁY SIĘ PRZYCZYNĄ, dla której zdecydowałam się na edukację domową.

1.    Nie zdecydowałam się na edukację domową z powodu swoich obaw.
Media wmawiają nam, że świat jest przerażającym miejscem, zbyt strasznym dla dzieci. Jednak prawda jest inna – większość ludzi to osoby przyzwoite i nie skłonne do okrucieństwa w stosunku do dzieci. Nie chcę wychować swojej córki na człowieka, który boi się wychylić głowę za próg własnego domu. No, chyba że na podwórku pojawiłby się niedźwiedzie…albo wilki.
2.    Nie zdecydowałam się na edukację domową z powodu religii.
Kiedy byłam dzieckiem, moi rodzice zawozili mnie do szkółki niedzielnej, a sami spędzali ten czas w pobliskiej kawiarence. Jako ludzie wywodzący się z bardzo surowych i dewocyjnie religijnych domów, nie chcieli narzucać mi zasad w które sami zwątpili i wpajać wiary w Boga, który (według nich) prawdopodobnie nie istnieje. Nie wyrosłam na ateistkę, jednak nie jestem też bardzo zaangażowanym chrześcijaninem. Czytamy razem z córką Biblię, prowadzimy też rozmowy na temat dobra i zła, grzechu i odkupienia, ale nie należymy do grona regularnie praktykujących wierzących. Wdaje mi się, że powinnam chronić ją przed wierzeniami oraz ideami innych ludzi, które mogą być dosyć wsteczne, czy wręcz zacofane. Według mnie, to byłoby grzechem.
3.    Nie zdecydowałam się na edukację domową z powodu złości czy braku zaufania.
Publiczne szkolnictwo budzi w wielu ludziach frustrację czy nawet wściekłość – jestem w stanie to zrozumieć. Zgadzam się, że w tej dziedzinie wiele spraw wymaga naprawy. Jednak, powiedzmy sobie szczerze, edukacja publiczna ma też wiele zalet i niesie ze sobą sporo dobra. Z pewnością system nie jest doskonały, ale czy istnieje na świecie coś absolutnie doskonałego ( poza gorzką czekoladą z odrobiną morskiej soli)?
4.    Nie zdecydowałam się na edukację domową z powodu chęci posiadania pełnej kontroli nad życiem mojego dziecka.
Moja córka wspina się na najwyższe drabinki i zjeżdża ze wszystkich zjeżdżalni, jakie tylko znajdują się na placu zabaw. Wiem o tym z jej relacji, ponieważ ja zwykle siedzę sobie w tym czasie na ławce w drugim końcu placyku, pogrążona w rozmowie ze znajomymi mamami. Pewnie, że troszczę się o swoje dziecko, a także martwię się o nią. Nieraz robiłam zamieszanie na przyjęciach urodzinowych z powodu alergii mojego dziecka, jednak nie przyszłoby mi do głowy, że mogłabym zatrzymać dziecko w domu dlatego, że chcę posiadać pełną kontrolę nad jej życiem.
5.    Nie zdecydowałam się na edukację domową z powodu nadmiernej ambicji.
Chcę, aby moja córka była dzieckiem szczęśliwym, dobrze przystosowanym do rzeczywistości oraz zadowolonym z życia. Nie zmuszam jej do wygrywania każdego konkursu ortograficznego, nie wymagam geniuszu Mozarta podczas gry na fortepianie ani nawet dziergania na drutach wymyślnych kostiumów kąpielowych…Wszyscy przecież znają te fantastycznie obyte dzieciaki, spędzające całe dnie na nauce i marzące o karierze uniwersyteckiej w wieku trzynastu lat, prawda? Nikt takich nie zna? No właśnie.
6.    Nie zdecydowałam się na edukację domową, ponieważ potrzebuję rąk do pracy w gospodarstwie.
Nie mamy stada kurcząt do obrządzenia, ani kozy do wypasania. Nasze bojowe hasło to „ hej, musimy sprzątnąć, bo przychodzą goście”, a nie „dalej, oporządźmy stodołę”, zwłaszcza, że nie posiadamy stodoły. Co prawda, jesteśmy właścicielami traktora.
7.    Nie zdecydowałam się na edukację domową dlatego, iż uważam, że wszystko wiem najlepiej.
To prawda, że nauczyciele potrafią wyprowadzić człowieka z równowagi. Jednak jako osoba, która poznała system edukacyjny od środka wiem, jakiego wysiłku wymaga przeprowadzenie lekcji z udziałem dwadzieściorga dwojga ośmiolatków. Dwoje z moich najlepszych przyjaciół to doświadczeni nauczyciele; doskonale wiem co robią a czego nie robią i z jakiej przyczyny – i nie zamieniałabym się z nimi na pracę. Za żadne skarby świata.
8.    Nie zdecydowałam się na edukację domową z powodu socjalizacji.
Nigdy nie sądziłam, że mojemu dziecku wystarczy kontakt z pewną niewielką, ograniczoną wiekowo grupą społeczną. Świat jest naprawdę dużo większy i ciekawszy, a nauka poruszania się w społeczeństwie (i na lotnisku) jest kluczowa dla każdego człowieka.

A teraz najważniejsza rzecz: moja ośmioletnia córka, ta właśnie, która stoi u progu drugiej klasy, nigdy nie uczęszczała do szkoły.  Ani przez chwilę.
Oto osiem powodów, które sprawiły, że dla mojego dziecka wybrałam nauczanie domowe.

1.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ szanujemy swój czas.
Możemy zaspokajać swoje zainteresowania i odkrywać świat o dowolnej porze dnia. Nie jesteśmy ograniczone do weekendów i późno popołudniowych godzin w tygodniu. Nagłe zainteresowanie dietą małp nosaczy o 8.30 z rana? Ależ proszę bardzo! Dentysta o 11 przed południem? Jak najbardziej!
2.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ lubimy być wyspane.
Moja córka jest wypoczęta przez cały rok, za wyjątkiem wakacji, podczas których wstaje o świcie, żeby pływać, jeździć konno i zażywać wielu innych atrakcji. Jeśli zasiedzimy się długo w noc czytając sonety Szeksipra (no dobra, żartowałam, czasem zwyczajnie się zasiedzimy), nic złego się nie dzieje. Następnego dnia nie zrywamy się nieprzytomne w ostatniej chwili, aby parząc sobie usta mlekiem i kawą, gonić szkolny autobus, ubrane we flanelowe szlafroki. Ale oczywiście, co kto lubi.
3.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ lubimy dobrze zjeść.
Nasz zwykły poranek zaczyna się spokojnym, ciepłym, niespiesznym śniadaniem.  Czasami nawet pieczemy sobie muffinki. Drugie śniadanie jest zdrowe i dobrze zbilansowane, niekiedy również ciepłe. Moja córka rzadko musi łykać jedzenie w pośpiechu, aby zdążyć na swoje zajęcia, a już na pewno nie jest zmuszona posilać się w środku dnia zawilgotniałymi kanapkami.  Ponadto nie muszę wymyślać urozmaiconych szkolnych przekąsek, które muszą się zmieścić w maciupeńkie, słodziutkie pudełka śniadaniowe. Niewątpliwy bonus.
4.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ lubimy się bawić.
Moja córka wyciska każdą najmniejszą kropelkę radości ze swojego dzieciństwa. Obserwuje, jak mrówki dźwigają swoje ciężary do mrowiska, łapie kijanki w stawie, a od czasu do czasu udaje, że jest psem. Jasne, że szkoła nie zabrania dzieciom być dziećmi, jednak dwadzieścioro dwoje ośmiolatków chcących udawać psy podczas lekcji matematyki może doprowadzić nauczyciela na skraj poczytalności. Tak rodzą się rewolucje.
5.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ lubimy podróżować.
Jako że nie obowiązują nas szkolne ferie i przerwy w nauce, możemy sobie pozwalać na podróże, kiedy tylko chcemy. Zwykle wybieramy czas kierując się wygodą całej rodziny. Oznacza to nie tylko tańsze loty, ale również tańsze zakwaterowanie, że nie wspomnę o mnogości okazji do nauki przez całą podróż. Dodatkową zaletą jest brak kolejek do najróżniejszych wakacyjnych atrakcji.
6.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ ufamy sobie nawzajem.
Jesli miałabym wskazać najważniejszą rzecz, jakiej nauczyłam się w trakcie edukacji domowej mojego dziecka, byłoby nią – wycofanie się na chwilę. Każdy, kto ma do czynienia z uczeniem swojego dziecka wie, że jeśli przyswojenie sobie jakiegoś tematu przez dziecko jest walką – należy to odpuścić. Na chwilę. Rodzice wiedzą najlepiej, że każde dziecko ma swoje własne tempo, w jakim idzie do przodu. Nauczyciele też wiedzą o tym doskonale, ale system w jakim pracują, wymusza na nich pośpiech, dlatego dzieci są zmuszane do utrzymania pewnego uśrednionego tempa nauki. Jak wiadomo jest ono stresujące zarówno dla dzieci, które mocno prą do przodu jak i dla tych, które radzą sobie słabiej.
Moja córka uwielbia czytać – czyta w zasadzie wszystko, od encyklopedii po historyjki obrazkowe. Jednak nie nauczyła się czytać w tym samym tempie, co jej rówieśnicy; zajęło jej to o wiele więcej czasu. W szkole z pewnością miałaby przez to kłopoty, i chociaż szkolne intencje byłyby czyste, ja miałabym poważny problem z przekonaniem mojego dziecka, że nie jest głupsze od innych.
7.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ lubimy ciszę i spokój.
Chociaż nie uprawiamy yogi ani nie praktykujemy medytacji transcendentalnej, obie uwielbiamy ciszę i spokój. Nie musimy walczyć ze sobą o prace domowe ani znosić szkolnych wyzywanek i przepychanek. Jeśli jakieś incydenty mają miejsce na przykład podczas treningu koszykówki, zostają natychmiast załatwione albo przez trenera, albo przez nią samą. Nie ma przy tym groźby dyrektorskiego karnego dywanika.
8.    Wybrałam nauczanie domowe, ponieważ zależy mi na dobrych relacjach towarzyskich mojego dziecka.
Kalendarz towarzyski mojej córki wypełniony jest po brzegi spotkaniami z przyjaciółką, lekcjami francuskiego, klubikami przyrodniczym i naukowym w miejscowym aqua parku, wycieczkami i biwakami wakacyjnymi…Jej kontakty towarzyskie nie ograniczają się jedynie do kolegów i koleżanek w jej wieku, ale wśród jej znajomych znajdują się także osoby w podeszłym wieku, z którymi moja córka lubi i umie rozmawiać…

Czy moja córka na zawsze jest przypisana do nauczania domowego? Może tak, a może nie. Dzień, w którym powie mi, że chciałaby chodzić do szkoły, będzie dniem, w którym pojadę do miasta, aby ją zapisać. Póki co, edukacja domowa jest dla nas najlepsza.
To nie jest droga dla każdego. Wiele osób nie wyobraża sobie swojego dziecka poza szkołą – i nie ma w tym nic złego. Naprawdę.



Losowanie


Nadszedł poniedziałek, a wraz z nim nadeszła wiekopomna chwila losowania dużodomowej nagrody. Gdybym mogła, wylosowałabym po jednym plakacie dla każdego z was, ale cóż, najlepsze nawet chęci nie zastąpią twardej rzeczywistości. A twarda rzeczywistość jest taka, że nagroda, jak królowa, jest tylko jedna...
Maszyna losująca wyciągnęła swoje łapki...


i wylosowała...




...Kasię Olej (Oleja Olej)!!! Hura, hura! Kasiu, bardzo proszę o pilny kontakt w sprawie wysłania plakatu.
Jeszcze tylko napiszę, że wzruszyłam się czytając wasze komentarze. Jest nas tak wielu, podobnie czujących, podobnie myślących. Spotykamy się w tych samych miejscach w sieci, wymieniamy wirtualne uśmiechy i pozdrowienia i tworzymy wirtualny, ale za razem najzupełniej realny archipelag ludzi o bratnich duszach. Mamy podobne problemy i podobny bałagan w domu. Jestem pewna, że gdybym spotkała kogokolwiek z was w realu, miałabym wrażenie, że znamy się doskonale od wielu lat. I to pomimo różnicy w naszych metrykach, he he. 
Tak więc ściskam was mocno i do zobaczenia. Także w realu.