poniedziałek, 18 stycznia 2016

Wydanie specjalne medyczne. Z pamiętnika przyszłej położnej.



Wstęp

Niniejszym wyjaśniam, że autorką poniższych wynurzeń jest drugorodna córka Mamy Z Dużego Domu, czyli Marysia...
Wszystkich, którzy mogli byli odnieść wrażenie, że to Mama z DD w swoim zaawansowanym wieku wybrała studia na WUM serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wiarę w Mamy nieograniczone możliwości...
****
Ostatnio zastanawiałam się, co to znaczy, tak w praktyce, studiować na medycynie. Mam tu na myśli medycynę jako zbiór wszystkiego, czego naucza zacna moja Alma Mater, czyli znany i lubiany Warszawski Uniwersytet Medyczny. Tak jest, medycyna to nie tylko lekarski. Medycyna to również – exempli gratia – położnictwo.

Oto kilka rzeczy, które – zapewne dość przypadkowo – kojarzą mi się z czasem spędzanym w zacnych murach przy Trojdena.




Primo – w każdy poniedziałek rano budzisz się z przeświadczeniem, że na pewno nie wyprasowałaś mundurka. I GDZIE do jasnej … są twoje białe buty?! Przecież wczoraj wieczorem położyłaś je dokładnie w tym miejscu. A nie, jednak są. W plecaku (wieczorem stwierdziłaś, że rano na pewno o nich zapomnisz. Bingo.). W tenże poniedziałek od rana (z przerwami) popylasz w nieskazitelnie (szpitalnie! HA) białym mundurku. I w białych butach. I ze związanymi włosami. Od rana uczysz się o tym, jak przebiega poród, jakie są korzyści z pozycji wertykalnych dla dziecka w I i II okresie porodu, oraz co to jest staza i dlaczego trzeba igłę przekręcać ścięciem do podziałki kiedy pobiera się krew.
Na marginesie - uwielbiam to. ;)




Secundo – w każdej pracowni czyhają na ciebie fantomy. Czy to cierpliwa pani Magda z oberwaną peruką znosząca pięćdziesiąt cewnikowań dziennie, czy to fantom do symulacji przebiegu porodu z kroczem wykonanym precyzyjnie na szydełku, czy też ręka pakera z żyłami na wierzchu, żeby przerażone studentki mogły się nauczyć dobrze wkłuwać.





Tertio – anatomia. Generalnie rzadko zdarzają się osoby odnoszące się do niej obojętnie. W tym przypadku popada się w jedną lub drugą skrajność – kochasz lub nienawidzisz. Ja się skłaniam ku temu pierwszemu. Na wykłady chodzę dla czystej przyjemności – no i dowcipów prowadzącego, hihi.


Quatro – czytelnia. Od 5 października (pierwszy dzień zajęć) spędzam w niej połowę życia. Najbardziej podoba mi się to, że mogę wziąć z półki książkę o dowolnej tematyce medycznej – czy to nieśmiertelnego Bręborowicza („Położnictwo”), czy atlas anatomiczny Nettera (mój ulubiony, wraz z kolorowanką), czy też „Fizjoterapię w ortopedii” (z czystej, nieskalanej ciekawości :D).

Quinto – pomimo tego, że zbliża się miliard zaliczeń, w tym biochemia, z którą jesteś – hmm – na bakier, nie możesz doczekać się praktyk. I wtedy zapomnisz o męce nad mikroskopem na parazytologii, za mocno grzejących kaloryferach na genetyce i o tym, że jak jesteś starostą roku to ktoś ciągle coś od ciebie chce. Bo wreszcie zobaczysz JAK TO JEST pracować na sali porodowej.

Nie mogę się doczekać.



Gościnnie wystąpiła Panna Maria. Proszę o aplauz :)))

PS. Marysia w nauce korzysta z aplikacji z modelem antomicznym. Tomasz nie odstępuje jej na krok.

T: Marysia, a on ma mózg?
Ja: No ma. (pokazuję)
T: A możemy go pokroić? Bo ja chcę pokroić mu mózg na kawałki i zobaczyć go w środku!
... 
Nie zawiódł się. Można było przekroić na pół. 

T: Marysia, ja bendem panem położnym.
CDN.